- Zostało niewiele ponad tydzień do referendum, a w ogóle nie ma dyskusji o finansowaniu partii politycznych, ani o JOW-ach - mówi publicysta Łukasz Warzecha.  


Po tym, jak Paweł Kukiz wyszedł ze studia Telewizji Republika w czasie nagrania i zwyzywał dziennikarzy stacji, poajwiły się komentarze, że to jego koniec. Może jest odwrotnie? Może mało widoczny w ostatnim czasie (pomimo zbliżającego się referendum) Kukiz przypomniał wyborcom, że istnieje, a cała afera pomoże mu odzyskać siły?
Można by nawet dalej posunąć to pytanie i zastanowić się, czy to nie było celowe działanie i czy Kukiz specjalnie nie zagrał w tens sposób, żeby odnowić wygaszone zainteresowanie sobą. Myślę, że nie - odpowiadam na pytanie, które sam sobie zadałem - z moich obserwacji działalności Kukiza i informacje od osób, które są (a częściej były) zaagnażowane w jego ruch, to ta jego emocjonalność i brak kontroli są autentyczne. Tego się nie da sfałszować. Jeśli chodzi o to, czy sprawa może mu przywrócić poparcie, myślę, że paradoksalnie może się tak stać, choć to nie byłoby duże wahnięcie. Jestem niemal przekonany, że to, jak się zachował poparcia nie odbierze. Na pewno nie będzie to jego koniec, ponieważ część jego zwolenników  kocha w nim właśnie to, że jest nieobliczalny. Tego typu zachowanie natychmiast wytłumaczą  tym, że to była pisowska telewizja i pisowska dziennikarka, Kukiz miał prawo się zdenerwować, a denerwuje się, bo nie jest wyszkolonym politykiem, tylko autentyczną, spontaniczną osobą, która nie podporządkowuje się schematom. Zasadniczo sądzę, że dla jego poparcia ten wywiad nie będzie miał większego znaczenia.
A referendum? Zostało rozpisane przez Bronisława Komorowskiego w dużej mierze ze względu na Pawła Kukiza i jego elektorat. Pytania są typowo kukizowe - sprawa JOW-ów i finansowania partii. Czy Paweł Kukiz potrafi wykorzystać okazję?
Nie do końca, ale to jest trudne z wielu powodów. Po pierwsze, pytania z referendum Komorowskiego nie są wygodne dla żadnej dużej siły politycznej, dlatego wypadają z dyskusji publicznej. Proszę zobaczyć, że zostało niewiele ponad tydzień do referendum, a w ogóle nie ma dyskusji o finansowaniu partii politycznych, ani o JOW-ach. Główne siły polityczne zajmują się kompletnie czym innym. To pierwsze utrudnienie dla Kukiza. Drugie utrudnienie, to brak zmasowanej akcji informacyjnej. Wiele osób, które być może poszłyby na referendum w ogóle nie będzie miało świadomości, że ono jest. Taki jest poziom ogólnego zorientowania w sprawach publicznych większości obywateli. Kukiz natomiast nie ma środków, żeby swoje idee szerzej popularyzować. Wreszcie myślę, że sam pogrzebał szanse na większą akcję informacyjną poprzez konflikty wewnątrz ruchu. Gdyby wszystkie środowiska wspólnie robiły kampanię referendalną, pewnie wyglądałaby ona inaczej.
Co w takim razie da Kukizowi referendum?
Spodziewam sie, że wynik będzie wyraźnie na rzecz tez Kukiza, bo pójdą osoby, które chcą zagłosować za. Przeciwnicy po prostu nie zagłosują. Może się więc okazać, że spośród głosujących nawet i 70 proc. opowiada sie za skasowaniem subwencji i wprowadzeniem JOW. Tylko co z tego, jeśli frekwencja wyniesie np. 20 proc. (a może wynieść i mniej). To nie będzie mocny mandat dla Kukiza. Oczywiście to mu da jakieś pojęcie, ile osób go popiera, ale to za mało, by domagać się zmian.
Rozmawiał Jakub Jałowiczor