Były prezydent Lech Wałęsa, mimo iż przegrał proces, który wytoczył mu prezes PiS, Jarosław Kaczyński, nie zamierza zmienić narracji. Wałęsa nie wycofuje się ze swoich słów. 

"Udowadniam wam (...), że wszystko co powiedziałem polega na prawdzie. Natomiast nie wszystko co jest prawdą, można udowodnić"- stwierdził w rozmowie z dziennikarzami pierwszy przywódca "Solidarności". Lech Wałęsa wyraził zaskoczenie, że... Sąd oczekuje od niego dowodów prawdziwości jego słów o rzekomej odpowiedzialności byłego premiera za katastrofę smoleńską.  

To właśnie za tę wypowiedź Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał byłemu prezydentowi przeprosić Jarosława Kaczyńskiego. Pozwany przez przezesa PiS Lech Wałęsa utrzymuje bowiem, że to właśnie Kaczyński podczas rozmowy telefonicznej 10 kwietnia 2010 r. miał przekonywać swojego brata, wówczas urzędującego prezydenta, aby naciskał na lądowanie na lotnisku w Smoleńsku. Fakt, że prezes PiS i Śp. prezydent Lech Kaczyński rozmawiali przez telefon zanim dosżło do tragedii, w której zginęło 96 osób, w tym głowa państwa, jest powszechnie znany. Prezes PiS niejednokrotnie podkreślał, że 10 kwietnia 2010 r. rzeczywiście rozmawiał przez telefon- po raz ostatni- z bratem. Rozmowa dotyczyła jednak stanu zdrowia zmarłej w 2013 r. matki polityków, Jadwigi Kaczyńskiej. Matka prezesa PiS i tragicznie zmarłego prezydenta RP już wtedy miała poważne problemy zdrowotne, była w podeszłym wieku i w dniu katastrofy akurat przebywała w szpitalu. Wałęsa utrzymuje jednak, że rozmowa dotyczyła właśnie lądowania na lotnisku w Smoleńsku. To samo mówił w sądzie, wypowiadając się w bardzo lekceważący sposób o matce braci Kaczyńskich. 

"Przepraszam pana Jarosława Kaczyńskiego za to, że w moich wypowiedziach publicznych w okresie od kwietnia 2015 roku do maja 2017 roku sformułowałem wobec niego zarzuty, że Jarosław Kaczyński mając świadomość nieodpowiednich warunków pogodowych, panujących podczas lotu polskiej delegacji do Smoleńska wydał polecenie nakazania lądowania samolotu czym doprowadził do katastrofy lotniczej 10 kwietnia 2010 roku"- brzmi treść oświadczenia, które musi zamieścić były prezydent. 

Dziś jednak Wałęsa kolejny raz przekonywał, że nie zamierza wycofywać się ze swoich słów o odpowiedzialności Jarosława Kaczyńskiego za katastrofę smoleńską.

"Zawsze sądziłem, że sąd jest po to, żeby stwierdzać prawdę, kłamstwa. A tu się okazuje, że nie. Sąd chce dowodów. Dowodów takich oczywistych (...) W tej koncepcji trudno jest cokolwiek udowodnić"- stwierdził podczas konferencji prasowej.  Co więcej, były prezydent zarzucił liderowi PiS, że spycha "fatalną decyzję o lądowaniu" na tragicznie zmarłego brata... 

Teraz już naprawdę trudno stwierdzić, o co chodzi Lechowi Wałęsie, pytanie, na ile on sam to wie...

yenn/TVP Info, Fronda.pl