W gdańskim sądzie trwa rozprawa w procesie wytoczonym byłemu prezydentowi Lechowi Wałęsie przez prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego. O godzinie 16, po przerwie, Lech Wałęsa złożył swoje zeznania. Wcześniej uczynił to były premier. Jarosław Kaczyński po złożeniu zeznań opuścił budynek sądu. 

Pierwszy przywódca "Solidarności" powiedział przed sądem, że jest przekonany o istnieniu nagrania rozmowy Jarosława i Lecha Kaczyńskich z 10 kwietnia 2010 r. Jak sugeruje Wałęsa, Jarosław Kaczyński miał podczas tej rozmowy wydać polecenie lądowania rządowego Tu-154 z Parą Prezydencką i delegacją na lotnisku w Smoleńsku. Wcześniej prezes PiS powiedział, że jego rozmowa z bratem dotyczyła jedynie stanu zdrowia matki obu polityków, która przebywała wówczas w szpitalu. 

"Załoga samolotów zawsze, gdy były skomplikowane sytuacje, przychodziła do prezydenta i pytała jaką podjąć decyzję. Tych decyzji było kilka, gdy byłem prezydentem. Na bazie znajomości podejmowania decyzji jestem przekonany że tak było, że po mojej stronie jest prawda. I że ta decyzja była źle podjęta przez nich. Wylot był nieodpowiedzialny i lądowanie było nieodpowiedzialne"- przekonywał Lech Wałęsa. 

Jak podkreślił były prezydent, prezesa PiS zna od wielu lat. 

"Znam sposób podejmowania decyzji w takich sprawach. Przez te wiele lat decyzji żadnych Lech Kaczyński nie podjął bez uzgodnienia z Jarosławem (...) Wszystko co uczyniłem w tych sprawach uczyniłem w dyskusji politycznej. Takie mam zdanie o Jarosławie Kaczyńskim. Wszystko podtrzymuję"- zeznawał.

Wałęsa wyraził przekonanie, że istnieje nagranie, na którym zarejestrowano ostatnią rozmowę braci Kaczyńskich, która potwierdza jego tezę. Zdaniem pozwanego, taśma jest w posiadaniu Amerykanów. 

"Amerykanie nie mogą udowodnić, że cały świat podsłuchują, Rosjanie nie mają w tym interesu. Ta taśma prędzej czy później wypłynie"- stwierdził. 

Po kilku pytaniach pierwszy przywódca "Solidarności" odmówił dalszego odpowiadania na pytania dotyczące katastrofy smoleńskiej, dlatego też sąd zaczął pytać o "celowe wrabianie" Lecha Wałęsy w sprawę TW "Bolek" przez braci Kaczyńskich. W opinii byłego prezydenta, z politykami świetnie mu się pracowało, dopóki miał "wpływ na ich zachowanie". Wałęsa przekonywał, że Lech i Jarosław Kaczyńscy zaczęli "szukać haków" zamiast pracować, dlatego też zwolnił ich z Kancelarii. 

"Przeglądali całą dokumentację w poszukiwaniu haków. Zwróciłem uwagę raz, drugi, trzeci, dotyczyło to obu braci Kaczyńskich. I wyrzuciłem ich. Po wyrzuceniu spalili moją kukłę i opowiadali różne, nieprzyjemne rzeczy. Jarosław mówił o agenturze. Podałem do sądu, wyrok jest, zostali skazani za pomówienia i za kłamstwa. Wyrok jest"- podkreślił. Jak dodał Wałęsa, po tej sytuacji "wydawało się, że dostali nauczkę i będą grzeczni", jednak bracia Kaczyńscy nie odpuścili. Śp. prezydent Lech Kaczyński miał w pewnym momencie otrzymać ostrzeżenie od Lecha Wałęsy, aby przestał mówić o jego agenturalności, jednak później miała miejsce katastrofa smoleńska. 

Podczas zeznań były prezydent potwierdził wypowiedź w programie Moniki Olejnik. Mowa o wywiadzie, w którym Wałęsa zarzuca prezesowi PiS "szkodzenie Polsce". 

yenn/PAP, Fronda.pl