Obrona demokracji i konstytucji w Polsce będzie musiała chyba poczekać. Były prezydent Lech Wałęsa postanowił bowiem zostać mediatorem w konflikcie między Rosją a Ukrainą. 

"Muszę pogadać z naczelnikiem Rosji, Władimirem. Na pewno bym go przekonał do dobrych ruchów w sprawie Ukrainy, tak jak kiedyś przekonałem Jelcyna. Sugerowałem to w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji, którego przed chwilą udzielałem. Do tanga trzeba jednak dwojga i teraz czekam na ruch Putina"- stwierdził w rozmowie z Wirtualną Polską. Warto podkreślić, że całkiem niedawno Wałęsa przechwalał się w mediach społecznościowych, w jaki sposób i do czego przekonywał Jelcyna. W styczniu były prezydent napisał na Twitterze, że musiał jechać do Moskwy i "odkręcać" złą zdaniem Wałęsy umowę rządu Jana Olszewskiego. W jaki sposób?

Nawet wódkę z Jelcynem musiałem wypić! Wtedy sie zgodził i podpisał wszystko co mu podsunęliśmy. Są Sowieci w Polsce?"-pytał na Twitterze pierwszy przywódca "Solidarności". 

Rozmówca Wirtualnej Polski przekonywał, że Federacja Rosyjska "jest nam wszystkim potrzebna".

"Trzeba pomóc, by weszła na drogę ponownego rozwoju i wyzbyła się metod, które nie pasują do XXI wieku. Dążenie do zamkniętych granic to nie ten czas"-mówił. 

Jednocześnie Lech Wałęsa w ciepły sposób wypowiadał się o ambasador Stanów Zjednoczonych, Georgette Mosbacher. Były prezydent przekonywał, że list dyplomatki do polskiego rządu był zasadny. 

"Trudno się jednak dziwić, że tak reaguje, gdy widzi, co się dzieje w Polsce. Ścigani są dziennikarze, którzy ujawniają nieprawidłowości. Miała prawo napisać ten list. Za to należy się jej chwała, a nie obrażanie"-stwierdził Wałęsa. 

A może kwestię konfliktu rosyjsko-ukraińskiego warto zostawić raczej czynnym politykom i dyplomatom? Ale może ewentualna wyprawa do Moskwy pokazałaby Wałęsie, jak wygląda zagrożona demokracja? Jeżeli chodzi o obronę wolności obywatelskich, w Rosji demokraci mieliby z pewnością o wiele więcej do zrobienia niż w Polsce.

yenn/Wp.pl, Fronda.pl