O skandalicznej akcji szkoły informuje dziennik "Daily Mail". Sprawa ujrzała światło dzienne dopiero jak dziecko powiedziało swojej mamie, że w szkole wszczepili jej antykoncepcje pod skórę. Jednak 13 latka przy okazji przyznaje, że jest zadowolona z implantu. "Działa dobrze. I uważam, że świetnie spełnia swoją rolę. Naprawdę mi pomaga, bo mogę uprawiać seks z moim chłopakiem, gdy tylko mam na to ochotę. I jestem spokojna, że wszystko jest OK" - mówi i dodaje, że zanim zdecydowała się na zabieg, omówiła wszystko bardzo dokładnie z ekspertem zdrowia w szkole. Jednak rodzice nie są tak postępowi jak szkoła oraz ich dziecko i twierdzą, że akcja była „niemoralna”. Dyrekcja szkoły podkreśla jednak, że wszczepianie implantów hormonalnych jest formą antykoncepcji zalecaną przez władze. Wszczepianie implantów antykoncepcyjnych 13-latkom wzbudził również sprzeciw działaczy z organizacji pozarządowej „Family Education Trust”, którzy uważają, że taka antykoncepcja daje nastolatkom przyzwolenie na niezobowiązujący seks i daje złudne poczucie bezpieczeństwa. Nastolatki wiedząc, że nie zajdą w ciążę, nie chronią się przy okazji przed chorobami wenerycznymi.

 

„Takie rozwiązanie sprawia, że dziewczęta łatwiej poddają się presji otoczenia, a zwłaszcza chłopców, do rozpoczęcia współżycia. Nastoletnia dziewczyna może teraz usłyszeć od swojej sympatii, aby w szkole załatwiła sobie implant i nikt nie będzie musiał martwić się o ciążę. Dodatkowo wszystko odbędzie się bez krępującej wizyty w gabinecie lekarskim i bez wiedzy rodziców” – mówi Norman Wells z Family Education Trust. I to jest chyba największy problem z kuriozalną akcją brytyjskich szkół.


Abstrahując już od tego, że wszczepianie dzieciom antykoncepcji, by mogły swobodnie uprawiać seks jest skandalem, to nie można zapominać, że program edukacji seksualnej w Wielkiej Brytanii ma katastrofalne skutki. Nie tylko nie zmniejsza on liczby „niechcianych ciąż”, ale na dodatek powoduje wzrost chorób wenerycznych wśród brytyjskich dzieci. Już w 2008 roku brytyjscy politycy przyznali, że system edukacji seksualnej w Wielkiej Brytanii nie zdaje egzaminu. „Daily Telegraph” informował, że „każdego roku w Wielkiej Brytanii prawie 50 tys. dziewcząt poniżej 18 roku życia zachodzi w ciążę. Krytycy polityki rządu podkreślają, że podjęte działania związane z propagowaniem „bezpiecznego seksu” przyniosły skutek odwrotny. Ich zdaniem liczba dzieci poczętych przez nastolatki jest znacznie wyższa niż 10 lat temu”. Mimo wczesnej edukacji seksualnej, która kosztuje 150 milionów euro rocznie,  Wielka Brytania prowadzi w rankingach pod względem ilości młodocianych matek w Europie Zachodniej i liczby aborcji wśród nastolatek. Od kilku lata wzrasta również ilość chorób wenerycznych wśród nastolatek w Wielkiej Brytanii. Już w 2007 roku lekarze alarmowali, że co dziesiąta dziewczyna poniżej 16. roku życia jest nosicielką choroby przenoszonej drogą płciową. Wszczepianie antykoncepcyjnych implantów dzieciom tylko pogłębi ten straszliwy problem. I niestety mroczny żart, mówiący, że najbardziej skażonym miejscem na Wyspach są narządy płciowe brytyjskich dzieci, jest coraz mniej absurdalny.


Łukasz Adamski