Cezary Gmyz w rozmowie z Telewizją Republika odwołał się do własnego tekstu pt.: „Śmiertelne manipulacje Kremla”, który ukazał się w najnowszym wydaniu „Do rzeczy”. Wyjaśnia w nim, m.in. dlaczego niektórzy nie chcą porównywać katastrofy lotu MH17 z tragedią smoleńską z 10 kwietnia 2010 roku. – Ludzie z zespołu Laska, Tuska czy Putina oponują przeciwko porównywaniu tych dwóch zdarzeń, dlatego, że to pokazuje zaniedbania w badaniu katastrofy smoleńskiej. Ale sposób traktowania szczątków, powołanie komisji międzynarodowej, zaangażowanie 12 krajów i specjalistów nawet z USA i Izraela to rzeczy, które diametralnie różnią te dwie sprawy – mówił Gmyz.
 
Gmyz zauważył, że można już wykryć przy badaniu katastrofy MH17 pierwsze rosyjskie manipulacje, jak również to, że w sposób nieudolny Rosjanie próbują zatrzeć wszelkie ślady. Inaczej było w przypadku tragedii smoleńskiej: "Wiemy, że Rosjanie zmieniali położenie szczątków z katastrofy Tupolewa. Wiemy, że parę dni po katastrofie wymieniono żarówki w systemie naprowadzającym, ale do opinii publicznej praktycznie w ogóle to nie dotarło".

Dziennikarz śledczy powiedział również, że zachowania polskich władz po tragedii smoleńskiej całkowicie „obnaża sposób działania państwa polskiego przed i po katastrofie”. Polemizował również z opinią rosyjskich ekspertów, którzy uznali lot Tupolewa za niebezpieczny: "Ten lot był przygotowany według procedur, z zachowaniem wszystkich standardów. Wbrew temu, co głosi rosyjska propaganda, samolot leciał korytarzem, który był uważany za bezpieczny. Latało nim wiele innych linii lotniczych, także z Unii Europejskiej".

mod/Telewizja Republika