Choć Boko Haram działa w Nigerii już szeregu lat, od kilku miesięcy podejmuje szczególnie intensywne wysiłki celem zajęcia części nigeryjskiego terytorium. Niedawno informowano, że terroryści zamordowali w tym roku już nieco ponad 2000 osób – a ataki ciągle nie ustają. W ocenie wielu obserwatorów tamtejszych wydarzeń jest bardzo prawdopodobne, że Boko Haram będzie w stanie powołać w dwóch stanach Nigerii własne państwo oparte na zasadach kalifatu. Co gorsza, terenem działania ekstremistów są obszary zamieszkane w dużej mierze przez chrześcijan. To z kolei oznacza eksterminację lub wysiedlenie ludności.

Rządowe siły Iraku są od niedawna wspierane przez Stany Zjednoczone w swoich wysiłkach przeciwko Państwu Islamskiemu. Władzom Nigerii nikt jednak nie pomaga, dlatego w swojej długiej już walce z terrorystami ponosi liczne klęski. W pierwszych dniach sierpnia Boko Haram zajęli na przykład miejsocwość Gwoza w stanie Borno, przeprowadzając krwawy atak i doprowadzając do wygnania z domów kilku tysięcy osób. Jak informuje "Christian Today", rządowe wojsko próbowało odbić ten teren - bez skutku. 

W ocenie ekspertów ewentualny sukces terrorystów będzie stanowić bardzo poważne zagrożenie – i to nie tylko dla regionu. Nigeria to największe państwo Afryki, stąd jego rozbicie i utworzenie na jego terytorium „kalifatu” będzie miało destruktywny wpływ na równowagę geopolityczną na Czarnym Lądzie; co więcej pojawienie się nowego państwa otwarcie głoszącego islamski ekstremistyczny fundamentalizm może sprzyjać rozwojowi ogólnoświatowego terroryzmu. Bez wątpienia na ewentualnym sukcesie Boko Haram ucierpią także chrześcijanie – i to nie tylko na terenach, które znalazłyby się pod bezpośrednią kontrolą ekstremistów, bo agresywna wersja islamu zyskałaby wówczas na popularności również w sąsiadujących z Nigerią państwach.

Paweł Chmielewski