Nie sposób nie zaznaczyć, że nowy film Anity Gargas już widziałem.

Nowy, jest tu pojęciem kluczowym wcale nie dlatego, że premierę będzie miał dopiero w środę o 21.30, ale dlatego, że Gargas tragedię Smoleńską pokazuje właśnie – w nowy sposób. Bez piedestału, do którego po 74. miesiącach "od największej tragedii po II wojnie światowej" (jak nazwał to w uchwale Sejm), do którego już w jakiś sposób przywykliśmy (choć pogodzić się – po prostu – nie sposób). W bardzo prosty, zwyczajny, ludzki. I przez to – przejmujący. To też nowa Gargas – na co dzień bezkompromisowa, nierzadko wręcz ostra, dziennikarz śledcza, chowając się tutaj za reżyserią, scenariuszem i oprawą muzyczną, otwiera też nowy rozdział w swojej twórczości.  

"W imię honoru" to opowieść trzech wdów po najwyższych dowódcach Wojska Polskiego – Operacyjnym, Marynarki Wojennej, Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej. Nie ma innych, najważniejszych postaci polskiej polityki. Nie ma polityki wcale. Jest trzech z dziewięciu generałów z Tu-154M, którzy nie dokształcali się już w Moskwie, ale u naszych natowskich sojuszników. Ich żony opowiadają nam o ich miłości, ich pojmowaniu służby, która nie dawała czasu na rodziny, nawet na poznanie Krakowa; misjach zagranicznych i wyczekiwaniu czy wrócą cało. Wreszcie o prostych, zwyczajnych marzeniach, które mieli na czas – wyczekiwanych i zbliżających się – emerytur.

Chyba nie ma bardziej wymownej sceny niż opowieść o rozdawanym na pokładzie Tu-154M zaproszeniu na zaplanowaną na 12 kwietnia uroczystość zakończenia służby czynnej przez generała nowej Polski, który 10 kwietnia przekraczał granicę z Imperium…  po raz pierwszy w życiu.

Nowe są także dokumenty i świadectwa, do których dotarła Gargas, takie jak list ówczesnego ministra obrony narodowej Bogdana Klicha nakazujący dowódcom Rodzajów Sił Zbrojnych wsiąść do nieszczęsnego tupolewa. Pokazana jest także nowa, świeża i robiąca piorunujące wrażenie wypowiedź byłego ministra obrony narodowej, który z ofiar Smoleńska… robi sobie żarty podczas demonstracji KOD. Rzecz w którą bym nie uwierzył, gdybym jej nie zobaczył. I robi piorunujące wrażenie.

Nowy film Gargas pokazuje także różne postawy wdów po kolejnych polskich oficerach na tamtej smoleńskiej ziemi poległych. Dramat wydarzenia, ich nagłej  samotności, problemów dnia codziennego w pustym domu, który po sześciu latach spłacania jest obciążony większą hipoteką niż w 2010 r. Dramat ich tęsknoty. Lecz przede wszystkim dramat medialnego draństwa, które nie tylko te trzy kobiety spotkało. Tylko jedna miała w sobie dość odwagi, by wystąpić – wówczas prawie przeciwko wszystkim. I wygrała.

Przemoc medialna, przemoc rosyjskiego państwa, na które ówczesna Polska, co najmniej przystawała, jest wątkiem, który domaga się wręcz kolejnego filmu.

Obejrzenie tego jest sprawą naszego, Polaków, honoru. Im się po prostu to należy. Bo za nas tam ginęli.

Tytułową "sprawą honoru" jak prawda o tym, dlaczego buty naszych oficerów pielgrzymujących do Katynia, które przed tym jak wylądowały w smoleńskim błocie… straciły podeszwy (pod wpływem jakiej siły – czekam na uczone wyjaśnienia?).

Antoni Trzmiel

Źródło: telewizjarepublika.pl