Barros chorował na raka i choroby mózgu, a pewnego razu ktoś wjechał w niego samochodem. Mężczyzna przeszedł już kilka operacji chirurgicznych, ale mimo tego cały czas wypełnia zadanie, które sobie wyznaczył – ratowanie dzieci nienarodzonych.

Barros mówi, że historia każdej z kobiet, które przychodzą do kliniki aborcyjnej, jest inna, ale „odpowiedź jest zawsze ta sama. (...) Jest zawsze w Jezusie Chrystusie. Po to właśnie tu jesteśmy, by prowadzić [te kobiety] do Jezusa Chrystusa”.

Działacz opowiada, że Bóg wielokrotnie wystawiał go na wielkie próby i pozbawił go całej jego dumy, wszystkiego, co Barros uważał za cenne. Dzięki temu uświadomił sobie, że „wszystkie te rzeczy zawdzięcza Bogu” i że „to On jest Panem”. Mężczyzna prosił Boga, by zatroszczył się On o jego rodzinę, jeżeli naprawdę chce, by Barros podjął się takiej bezpłatnej pracy przed kliniką aborcyjną. Bóg wysłuchał jego modlitw. „Dzięki – dosłownie – cudownym wydarzeniom, On zatroszczył się o nas” – zapewnia działacz pro-life.

Chociaż 1000 uratowanych dzieci to ogromna liczba, o wiele więcej zostało zabitych w klinice, przed którą pracuje Barros. Średnio co miesiąc morduje się tam 400 dzieci, co w ciągu trzech lat daje ponad 14 tysięcy zabitych nienarodzonych.

Niedawno powstał krótki film wyprodukowany przez agencję filmową Leclerc Brothers. Filmowcy przez tydzień śledzili działania Barrosa, w których próbował odwieść kobiety od planowanej aborcji.

Barros założył też stronę internetową whowillstand.net. Ma nadzieję, że strona oraz nakręcony o nim film zachęcą innych do powierzenia się Bogu i podjęcia się takiej jak on działalności. W filmie video na Youtubie, Barros mówi: „Jak widzicie, nie wyglądam jak Brad Pitt, ale raczej jak Shrek. Jestem upośledzony pod wieloma względami, ale Jezus lubi wykorzysytwać zniszczone naczynia”. „[Chrystus] wzywa, by jego Lud powstał – proszę więc, idźcie i zobaczcie, czego On dokona poprzez was” – zachęca Barros w filmie.

PCh/LSN