„Vica Cristo Rey!”, czyli „Niech żyje Chrystus Król!” to hasło, które do dziś wzbudza sentyment wśród tych katolików, którzy z niesmakiem patrzą na przejście do defensywy środowisk chrześcijańskich przed demonami współczesności. Dla mnie zawołanie meksykańskich Cristeros (czy jak kto woli – Chrystusowców), które towarzyszyło ich walce w latach 20.  XX wieku, ma również osobiste znaczenie. Gdy – jako licealista - poznałem ich heoriczną historię, od razu poczułem obowiązek, aby z jeszcze większym zapałem odwiedzać kościół. A, że niebawem wyszło motu proprio Summorum Pontificum Ojca Świętego Benedykta... Mniejsza z tym.

Obraz Wrighta nie doczekał się jednak deszczu nagród. Dla pokolenia wychowanego na brutalnym kinie akcji, dialogi mogą wydawać się zbyt ugładzone, a wiele dramatycznych momentów może sprawiać wrażenie pokrytych grubą warstwą telewizyjnego lukru. Choć sceny walki robią wrażenie, to jednak olbrzymia strzelanina z małą ilością krwi pewnie wzbudzi uśmiech politowania fanów kina spod znaku Quentina Tarantino. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że krytyczne opinie, a raczej totalny brak uwagi zachodniej krytyki (czyżby metoda zamilczania na śmierć?) są zdecydowanie przesadzone.

 

Warto zauważyć, że „Cristiada” (dziwię się, że w polskiej wersji film nie będzie funkcjonował pod pełną nazwą „Dla większej chwały: Historia Cristiady”) spotkała się z niechęcią zachodnich krytyków z powodów, które niewiele mają wspólnego z oceną dzieła artystycznego. To nie aspekty filmowe, ale „jednostronny przekaz” (czyt. katolickie przesłanie) był największą solą w oku amerykańskich speców od kinematografii.

A przecież „Cristiada” ma swoje mocne strony. Na pierwszy plan wysuwają się kreacje aktorskie. Nie sposób nie zacząć od wybitnej roli Andy'ego Garcii, który wcielił się w postać Enrique Gorostieta Velarde – dowódcy rebelii. Człowieka, który został niemal stworzony do kierowania armią. Chociaż generał nie wierzy w Boga, przystępuje do buntu w roli dowódcy. Chociaż otrzymuje żołd, z dnia na dzień coraz lepiej rozumie sens batalii, której przewodzi. Z czasem, już nie tylko pieniądze i zabezpieczenie finansowe dla rodziny stają się motywacją do walki, ale właśnie - samo w sobie - hasło „Viva Cristo Rey!”.

Wrażenie robi również rola innego gwiazdora, a właściwie prawdziwego nestora kina, Petera O'Toola, który zagrał rolę oddanego księdza – o. Christophera, nie kłaniającego się reżimowi prezydenta Callesa. Duchowny jest przykładem dobrego pasterza, wyrozumiałego i ojcowskiego. Dla młodszej widowni ta kreacja może skojarzyć się z rolą Iana McKellena w filmie... „Władca Pierścieni” (okazuje się, że nie jestem odosobniony w takich odczuciach).

Ciepłe słowa należą się również – pięknej jak zwykle (a może raczej: tak niezwykle) - Evie Longorii. Postać religijnej żony dowódcy rebelii wygląda przekonująco. Na twarzy Tullity malują się ufność, przerażenie, ale również nadzieja. Aktorka stworzyła przekonującą kreację troskliwej matki i żony.

Swoją rolę dobrze spełnili też Oscar Isaac (w roli szorstkiego, butnego, ale oddanego sprawie Victoriano Ramireza), Santiago Celebra (pełen wątpliwości i wyrzutów sumienia ks. Vega) czy młodziutki Mauricio Kuri (filmowy Jose, który ginie – po straszliwych torturach - z rąk oprawców Callesa).

I chociaż dialogi są momentami nieco naciągane, scenarzystę Michaela Love'a należy pochwalić za samo podejście do tematu. Choć granica między dobrem a złem jest wyraźnie postawiona, nie brakuje miejsca na dylematy, wątpliwości i poczucie winy, również po stronie bohaterów. Cristeros nie są zawsze zjednoczeni, nie zawsze myślą tak samo, często towarzyszą im wzajemne pretensje i konflikty wewnętrzne. Nie zawsze postępują, jak bohaterowie, którzy zapisali się złotymi zgłosamki w historii. Popełniają błędy i to poważne, czasami kosztujące życie przypadkowe osoby (jak choćby w przypadku podpalenia pociągu przez ks. Vegę).

Takie nieszablonowe podejście do tematu, sprawia, że „Cristiada” jest filmem godnym uwagi, a także doskonałą okazją do zapoznania się z mało znaną na polskim gruncie meksykańską kinematografią. Obraz Deana Wrighta ukazuje kawał nieznanej historii, którą każdy powinien odkryć. Na pohybel czerwonym. Viva Cristo Rey!

Aleksander Majewski

"Cristiada" ("For Greater Glory: The True Story of Cristiada"), Meksyk 2012, reż.: Dean Wright, scen.: Michael Love, występują: Andy Garcia, Eva Langoria, Peter O’Toole, Oscar Isaac, Mauricio Kuri, Santiago Cabrera