Marihuana to nie to samo co papierosy i alkohol. Ona odkształca świadomość. W swojej wieloletniej pracy z ludźmi uzależnionymi od adrenaliny sportów ekstremalnych, pornografii czy mediów, widzę wyraźnie, że gdy cokolwiek powoduje u człowieka odkształcenie świadomości i brak kontaktu z rzeczywistością, nazywając to hasłowo odlotem, nie tylko wywołanym substancjami chemicznymi – jest to złe. Jesteśmy stworzeni przez Boga, aby korzystać z trzeźwości swojego umysłu, żyć z Nim w świadomej łączności.

Święty Paweł mówił, żeby nie upijać się winem, ale napełniać się Duchem. Z zasady nie pali się marihuany jak papierosa, aby się odprężyć czy uspokoić. Celem palenia marihuany jest odlot. Jeśli nie ma majaków, sztucznego śmiechu czy jakiś innych objawów, to takie palenie nie zostaje uznane za udane. Ona ma wywołać określony stan, który odrywa od rzeczywistości. Jeżeli wchodzimy w to całą swoją wolą - jest to grzech. Odlot nie jest potrzebny katolikowi. My nie mamy odkształcać swojej świadomości.
 
W Mądrości Syracha czytamy, aby w piciu wina nie być zbyt odważnym, bo ono wielu zgubiło. Syrach dodaje, że umiarkowane picie, które ma odprężyć po zmęczonej pracy jest uzasadnione. Przekroczenie tej granicy prowadzi do zguby, bo bierze ona górę nad świadomością. Kieliszek wina czy wódki nie jest grzechem, ale celowa utrata świadomości – tak. W paleniu marihuany nie ma stanów pośrednich, np. lekkiego odprężenia. Tu chodzi o „znieczulenie się”.

Jeśli rastafarianie uważają palenie marihuany za święty obrzęd, to poprzez rozmowy z wieloma z nich, uważam, że jest to taki pokrętny, sarkastyczny argument, w który sami nie do końca wierzą. Jeżeli ktoś mi mówi, że palenie marihuany to „sakrament”, ale który ma zaatakować moralność katolicką to dla mnie jest to oszustwo. Jedna osoba powiedziała mi, że Halie Selassie jest Lwem Judy i poprzez palenie wciąga się jego ducha przyjmując jego ciało i krew. To ma bluźnierczy charakter wobec Jezusa, a z katolickim sakramentem nie ma nic wspólnego. Cytaty biblijne o zielu, też są nadinterpretacją, bo nie odnoszą się do marihuany. Nawet jakby chodziło o zioła lecznicze, to nigdzie na kartach Pisma Świętego nie wspomniano wprost o marihuanie. Akceptowanie „religijności” marihuany i branie udziału w takim obrzędzie, jest dla katolika aktem bluźnierczym.

Słyszałem o leczniczym działaniu marihuany, który ponoć uśmierza ból. Jeśli celem zażywania marihuany nie jest odlot, ale uśmierzenie bólu to nie jest to grzech. Grzech jest złem, na które z całą wolą i świadomością decyduje się człowiek. Akt palenia marihuany, żeby odjechać ze swoją świadomością, jest grzechem. Nie mówię już o uzależnieniu, które jest zniewoleniem – dodaje o. Fabian.

Not. Jarosław Wróblewski (25 VIII 2011)