Nie tylko liczna mniejszość rosyjska (czyli okupanci i ich dzieci) są pretekstem dla Rosjan, by uznawać Litwę, Łotwę i Estonię, czy za swoje terytorium, czy za strefę swoich wpływów. Dla Moskwy liczy się też to, że kraje te w okresie zaborów były pod rosyjską władzą, co zresztą powinno uświadomić Polakom, że i część Polski (w tym i Warszawa) z faktu tego, że był zabór rosyjski, należą według Rosji do rosyjskiej strefy wpływów).

Podporządkowanie krajów nadbałtyckich jest celem rosyjskiego imperializmu. W najnowszym numerze „Rzeczy Wspólnych” pretensje rosyjskich imperialistów pod adresem Litwy, Łotwy i Estonii opisali Grzegorz Kędzia, Piotr Kościński, i Wojciech Tomaszewski.

Piotr Kościński w najnowszym numerze „Rzeczy Wspólnych” opisał współczesną Litwę. Litwini odmiennie od Polaków negatywnie oceniający unie litewsko-polską i pamiętają przedwojenne złe relacje Litwy i Polski. Szczęście Litwinów polega na tym, że mają małą rosyjską mniejszość narodową (czyli przyjezdnych okupantów i ich dzieci) licząca poniżej 6% i niemieszkająca w zwartych skupiskach. Sami Litwini stanowią 84% populacji, a rdzenna polska ludność stanowi 6,6% mieszkańców Litwy (zamieszkują głównie Wileńszczyznę bez stołecznego Wilna, i niestety współpracujących z Rosjanami).

Choć Litwa to nie duży kraj, to litewski PKB jest niewiele mniejszy od białoruskiego czy chorwackiego. PKB Litwy wynosi 47 miliardów dolarów, a PKB Białorusi czy Chorwacji to 54 miliardy dolarów. Niestety ogromnym problemem Litwy jest emigracja.

Wojciech Tomaszewski, opisując Łotwę, zwrócił uwagę, że problemem tego kraju jest liczna (stanowiąca 1/3 populacji, zamieszkująca przy granicy z Rosją i Białorusią, oraz w Inflantach) mniejszość rosyjska, i demograficzna zapaść. Od odzyskania niepodległości populacja zmniejszyła się o 28% (ma to swoje plusy, bo populacja Rosjan spadła z 900.000 do 500.000). Przyczyną tego jest masowa emigracja Łotyszy i Rosjan do Unii Europejskiej.

Łotwa, by chronić się przed wpływami rosyjskimi, przyznała obywatelstwa tylko obywatelom Łotwy sprzed 1940 roku i ich potomkom. Rosjanie mieszkający na Łotwie dostali status nie-obywateli (bez praw wyborczych i możliwości pracy w sektorze publicznym, ale z możliwością podróży po krajach Europy zrzeszonych w Schengen bez paszportu). Obywatelstwo można było zyskać po zdaniu egzaminu z języka łotewskiego i łotewskiej historii. Niestety nie skłoniło to Rosjan do powrotu do Rosji (co nie dziwi, powrót do Rosji, nawet dla Rosjan, z Europy to traumatyczne przeżycie). Z czasem obywatelstwa przyznano dzieciom urodzonym na Łotwie po 1991 roku (50% Rosjan na tej zasadzie zyskało obywatelstwa Łotwy), a nie-obywatele zyskali prawo głosu w wyborach samorządowych.

Rosjanie na Łotwie są doskonale zorganizowani, mają własne stacje telewizyjne, dostęp do rosyjskiej telewizji i młodego dynamicznego lidera. Na szczęście dziś wielu młodych Rosjan jest z Łotwą zintegrowanych i ceni sobie przynależność do Unii Europejskiej oraz możliwość emigracji na zachód. Powoduje to, że wpływy Rosji na Łotwie słabną. Rosjanie nie głosują na prorosyjskich ekstremistów, kurczą się wpływy gospodarcze Rosji (monopol Gazpromu został przełamany), rosyjskie organizacje pozarządowe destabilizujące sytuacje w kraju są pod obserwacją łotewskich służb.

By przeciwdziałać rosyjskim wpływom, Łotwa upublicznia archiwa pozostałe po KGB w tym dane konfidentów (takich jak metropolity prawosławnego Łotwy, który kontrole nad budynkami cerkwi przekazał w ręce swojego oficera prowadzącego z KGB). Łotewski parlament wprowadził przepisy przewidujące kary za kłamstwa historyczne negujące fakt niemieckiej i rosyjskiej okupacji (w Rosji wprowadzone przepisy zakazujące karą 5 lat wiezienia mówienia prawdy o zbrodniach sowieckich).

By dalej ograniczać wpływy Rosji, Łotwa wprowadza przymus nauczania w szkołach w łotewskim języku, od 2021 roku rosyjski będzie w szkołach traktowany jak język obcy. Niestety tej polityce przeciwdziałają organizacje międzynarodowe, które w imię ochrony praw mniejszości narodowych, wspierają rosyjski imperializm.

Przypadek Estonii czytelnikom „Rzeczy Wspólnych” przybliżył Grzegorz Kędzia. Estonia to mały kraj z małym potencjałem demograficznym, który odrodził się gospodarczo po okresie sowieckiej okupacji dzięki wolnorynkowym reformom (dziś ma najniższy dług publiczny w Unii Europejskiej, niskie bezrobocie, szybki wzrost gospodarczy i nowoczesną strukturę gospodarki). Jest 15 na świecie i 7 w Europie najbardziej wolnorynkowym krajem. Estonia jest w pełni zintegrowana z europejską gospodarką, 71% eksportu (głównie drzewa i elektroniki) kierowane jest do Unii i z UE importowane jest 82% (eksport do Rosji wynosi 7%, a import 6%). Głównymi kontrahentami są Finlandia, Szwecja, Łotwa i Niemcy.

Cudzoziemcy dzięki cyfryzacji mogą, nawet nie przebywając na terenie Estonii, założyć w tym kraju firmę. Władze Estonii stworzyły dogodne warunki dla rozwoju sektora nowoczesnych technologii. W Estonii 95% spraw urzędowych można załatwić przez internet, każdy dowód osobisty ma wbudowany podpis elektroniczny. Można nawet głosować za pośrednictwem internetu. Cyfryzacja została przeprowadzona sprawnie i tanio. Dzięki temu Estonia jest 18 najmniej skorumpowanym państwem na świecie.

Estonia jest krajem niezależnym energetycznie, prąd w 70% produkowany jest z krajowych złóż łupków bitumicznych. Niestety bzdurne międzynarodowe przepisy o CO2 zagrażają niezależności energetycznej Estonii, która jest zmuszona do wycofania się z eksploatacji łupków bitumicznych. Estonia importuje tylko 12% energii – najmniej w Europie, 18% produkuje ze źródeł odnawialnych.

Problemem Estonii jest 30% mniejszość rosyjska, która w niektórych miastach stanowi 95% mieszkańców, w stolicy 40%. Na szczęście 90% Rosjan jest zintegrowanych z Estonią.

Jan Bodakowski