Tym razem główną przyczyną kryzysu nie będzie tąpnięcie na przeszacowanym rynku nieruchomości, lecz złe kredyty od których roi się w wielu bankach. Pierwszym krajem, który może ruszyć finansowe domino są Włochy.

 

Włochy zatopią Europę?

 

We włoskich instytucjach finansowych aż roi się od przeterminowanych i niespłaconych zobowiązań. Akcje tamtejszych banków lecą na łeb na szyje. Największy z nich Unicredit – potaniał w ciągu ostatnich trzech lat o połowę, a najstarszy bank świata sieneński Monte dei Paschi znalazł się na krawędzi bankructwa, a jego wartość giełdowa skurczyła się o blisko 95 proc. w analogicznym okresie.

 

Na Italię ogólnie spada plaga nieszczęść. Do brzegów Sycylii przybyło już w tym roku ponad 70 tys. migrantów. Marynarze nie nadążają z wyławianiem rozbitków. Imigrantów Włosi, jak na katolików przystało, traktują bardzo dobrze, użyczając im czego potrzeba i odnosząc się do nich z dużym szacunkiem. Społeczeństwem wstrząsnęły ostatni zamach terrorystyczny w Bangladeszu, gdzie zginęli włoscy obywatele oraz wczorajsza katastrofa kolejowa niedaleko Bari, jedna z najbardziej tragicznych w historii.

 

Jeśli dodamy do tego ponad 30 mld zagrożonych euro w tamtejszych bankach, Włosi mają bardzo niespokojne wakacje. System bankowy może przyczynić się do eskalacji finansowych kłopotów Europy. Opinie bankowców są naprawdę szokujące. Tamtejsze instytucje finansowe są w zasadzie bezwartościowe, jeśli porówna się ilość zgromadzonych w nich aktywów do zobowiązań, które nie są regulowane.

 

Unia Europejska nie godzi się na dokapitalizowanie pieniędzmi podatników sektora bankowego. Premier Matteo Renzi chciałby wpompować weń 40 mld euro. Banki mają naprawdę nóż na gardle. Unicredit w poszukiwaniu szybkiej gotówki sprzedał poniżej ceny rynkowej na pniu 10 proc. akcji polskiego Pekao SA. Z okazji może skorzystać polski rząd, który mówi o repolonizacji sektora finansowego, czyli odkupowaniu aktywów sprzedawanych przez poprzednie ekipy. 40 proc. akcji Pekao SA miałby przejąć ubezpieczeniowy gigant PZU.

 

Być jak Irlandia…

 

Ale kłopoty mają nie tylko Włosi. Główny ekonomista Deutsche Banku David Folkers-Landau uważa, że europejskie banki wymagają dokapitalizowania kwotą 150 mld euro. W przeciwnym wypadku grozi nam kryzys finansowy, analogiczny do tego, gdy pękła bańka na rynku nieruchomości w 2008 r. W Niemczech poważne kłopoty ma m.in. Brehmer Landesbank.

 

Na odmiennym biegunie jest za to… Irlandia. Jak podał tamtejszy urząd statystyczny, tamtejszy PKB wzrósł w ubiegłym roku o 26,3 proc. To absolutny rekord świata i wynik odważnych reform finansowych. Jego głównym elementem są niskie podatki. Nawet, gdyby realny wzrost okazał się niższy, nie zmienia to faktu, że nadmierny fiskalizm, interwencjonizm i redystrybucjonizm ciągnie Europę na dno.

 

Włosi mogą nabroić także ze strony politycznej. Populistyczny ruch Pięciu Gwiazd, założony przez komika Beppe Grillo, nie tylko rządzi Rzymem, ale zapowiada coraz bardziej śmiałe projekty polityczne. Jednym z nich jest referendum w sprawie wyjścia tego kraju z UE. Niestety ruch prezentuje wartości analogiczne do Ruchu Palikota. Zajmuje się więc konsekwentnie wspieraniem destrukcyjnej wobec rodziny polityki premiera Renziego.

 

Po legalizacji związków partnerskich, pracach nad przyzwoleniem na adopcję dzieci przez homoseksualistów, rozpoczynają się debaty nad legalizacją lekkich narkotyków oraz poligamii. W ten sposób Europę może czekać krach społeczny, o konsekwencjach znacznie poważniejszych od finansowego.

 

Tomasz Teluk