Stany Zjednoczone zamierzają wzmocnić swoją bazę wojskową w niemieckim Mannheim. Baza Coleman Barracks, znajdująca się w odległej od Polski Badenii-Wirtembergii, miała zostać wkrótce przekaza w ręce Niemców. Jednak wobec działań Moskwy na wschodzie Europy Amerykanie zdecydowali o jej zatrzymaniu pod własną kontrolą.

Jak powiedział dowódca sił amerykańskich w Europie, gen. Ben Hodges, Stany Zjednoczone chcą być gotowe na wypadek ewentualnej agresji Rosji. Stąd konieczność zachowania i reaktywacji ważnej bazy.

Hodges dodaje, że siły amerykańskie w Europie mają zostać zdecydowanie wzmocnione. Nie liczebnie, ale strukturalnie. "Naszym celem jest, by 30 tysięcy żołnierzy wyglądało i czuło się jak 300 tysięcy" - powiedział według "Die Welt". 300 tysięcy żołnierzy amerykańskich stacjonowało na naszym kontynencie w trakcie Zimnej Wojny. Dziś pozostało jedynie 10 proc. z nich.

Generał wyjaśnia, że baza w Mannheim może pozwolić na bardzo szybkie wysłanie sił wojskowych w każde miejsce Europy. Baza posiada też własne lotnisko. Hodges zapowiedział, że Amerykanie będą używać jej jeszcze przynajmniej przez rok. Docelowo jednak ich planem jest przeniesienie struktur militarnych na wschód Europy: do Polski, krajów bałtyckich, Węgier, Rumunii i Bułgarii.

bjad/Die Welt