Zaostrza się konflikt Stanów Zjednoczonych z Iranem. W poniedziałek wchodzą w życie nowe sankcje, które Amerykanie nałożyli na Teheran. Jednocześnie doradca prezydenta Donalda Trump ds. bezpieczeństwa, John Bolton, prowadzi rozmowy w sprawie prewencyjnego ataku na Iran. W tym celu udał się do Izraela, gdzie rozmawia z premierem Benjaminem Netanjahu.

Stany Zjednoczone i Izrael są zdeterminowane by za wszelką cenę nie dopuścić do wejścia przez Iran w posiadanie broni atomowej. To całkowicie zmieniłoby układ sił na Bliskim Wschodzie, przede wszystkim odbierając Izraelowi pozycję lokalnego hegemona nuklearnego. Oficjalnie Żydzi nie mają broni atomowej, ale jest tajemnicą poliszynela, że dysponują potężnym atomowym arsenałem. Izrael od dawna rozważa scenariusz przeprowadzenia prewencyjnego ataku na irańskie instalacje jądrowe.

Stany Zjednoczone obawiają się eskalacji konfliktu, ale to nie oznacza, że do wojny na pewno nie dojdzie. Jak podaje "Rzeczpospolita", doradca prezydenta Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa, John Bolton, prowadzi właśnie z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu rozmowy w sprawie ataku na Iran. To efekt między innymi zapowiedzi Teheranu z ubiegłego tygodnia; Irańczycy ogłosili, że nie będą już dłużej przestrzegać limitu wzbogaconego uranu nałożonego na nich w ramach porozumienia w 2015 roku.

Amerykanie prowadzą też intensywne rozmowy z Arabią Saudyjską, Omanem, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Kuwejtem i Bahrajnem. Do krajów tych udał się specjalny wysłannik prezydenta USA, Brian Hook. Kraje te, zwłaszcza Arabia Saudyjska, niechętnie patrzą na atomowe planu Iranu; najbardziej skłonni do przystąpienia do militarnej koalicji antyirańskiej są Saudyjczycy.
Choć uderzenie na Iran byłoby zgodne z interesem Izraela i kilku państwa arabskich wspieranych przez USA, to zarazem mogłoby bardzo mocno zagrozić szansom Donalda Trumpa na reelekcję. Jak mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Nadim Shehadi, dyrektor Uniwersytetu Libańsko-Amerykańskiego w Nowym Jorku, prezydent szedł do wyborów pod hasłem wycofania wojsk z Bliskiego Wschodu. Wojna z Iranem dla jego wyborców mogłaby być nie do przyjęcia.

Póki co Waszyngton skupia się na zaostrzeniu antyirańskich sankcji. Przeprowadzono też duży atak cybernetyczny na irański system obrony przeciwrakietowej. W związku z postawą Ameryki Iran ma naprawdę duże problemy ekonomiczne; firmy z USA mają zakaz robienia interesów z Iranem - oraz z krajami, które utrzymują z tym krajem kontakty biznesowe. To oznacza, że Iran jest niezwykle silnie izolowany gospodarczo. Gospodarka kraju kurczy się - w tym roku prawdopodobnie aż o 5 procent, a to drugi najgorszy wynik na całym świecie, poza Sudanem.

Irańczycy póki co nie chcą ulegać. W maju i czerwcu przeprowadzili ataki na dwa tankowce w Zatoce Omańskiej; później zestrzelili też amerykańskiego drona szpiegowskiego. Przeprowadzają ponadto cyberataki na cele w USA. 

Wojna z Iranem nie byłaby łatwa. Kraj dysponuje relatywnie silnym systemem przeciwrakietowym; ma duże i dość sprawne wojsko oraz bardzo liczne oddziały paramilitarne, które mogłyby siać chaos w krajach sojuszniczych USA na Bliskim Wschodzie.

bsw/rzeczpospolita.pl, fronda.pl