Uratowali co najmniej 80 tysięcy ludzi w czasie wojny domowej w Syrii. Byli nominowani do Pokojowego Nobla, a dzisiaj są najbardziej znaną syryjską organizacją pomocową. Chodzi o Białe Hełmy, organizację składającą się z wolontariuszy, ratujących ludzi.

Jeszcze w 2013 roku, kiedy wojska prezydenta Asada coraz częściej bombardowały z powietrza zajęte przez rebeliantów tereny, w miastach tych zaczęły powstawać ochotnicze oddziały, wyciągające ludzi spod gruzów zawalonych budynków. "Przed wojną pracowałem w sklepie z wyposażeniem domów. Kiedy wszystko się zaczęło, nie chciałem ani walczyć po stronie wojska ani po stronie Wolnej Armii Syrii. Zdecydowałem, że chcę działać w organizacji humanitarnej, Moją bronią jest mój hełm, kilof i sprzęt medyczny” - mówi 31-letni Shahud, dowódca jednego z zespołów z Idlib, który dołączył do grupy pod koniec 2013 roku.

W październiku 2014 roku pojedyncze grupy z różnych miast stworzyły Syryjską Obronę Cywilną, nazwaną później Białymi Hełmami. Dzisiaj liczą ponad trzy tysiące osób. Jak mówi Polskiemu Radiu założyciel Hełmów i ich obecny szef Raid Saleh, ruch powstał z potrzeby pomocy, ale i z nadziei, że konflikt kiedyś się skończy. "Ta wojna trwa już bardzo długo, ale wierzymy też, że inne narody walczyły przez nawet 10-20 lat. Takie widać jest nasze przeznaczenie. Wierzymy, że to się kiedyś skończy i że razem zbudujemy nową Syrię" - mówi Raid Saleh.

Białe Hełmy ratowały ludzi w głośnych w mediach bombardowaniach Aleppo, Homs czy w niedawnym ataku chemicznych w prowincji Idlib. Przez syryjskie władze oraz sprzymierzoną z nimi Rosję są oskarżani o sprzyjanie opozycji, ale sami mówią, że zajmują się wyłącznie ratowaniem ludzi. Organizacja utrzymuje się z międzynarodowej pomocy, m.in. z USA, Wielkiej Brytanii, Danii, Niemiec czy Japonii.

Syryjska wojna domowa trwa już ponad 6 lat i kosztowała życie co najmniej 310 tysięcy osób.

emde/IAR