Rektor UW ugiął się pod naciskiem silnej nagonki i zdecydował, że spotkanie z narodowcami o które zabiegało samo Niezależne Zrzeszenie Studentów Organizacji Uczelnianej UW musi odbyć się w bardziej "polemicznej" formie. 

 

Taka decyzja została uznana przez środowiska prawicowe za zawężanie zakresu swobody dyskusji, a nawet ograniczanie wolności studentów, którzy przecież mają prawo do organizacji spotkań wedle ustalonej przez siebie formuły.

 

- Przypominam, że to sami studenci chcieli zorganizować spotkanie z nami w takiej formie, a nie my. Osobiście uważam, że forma debaty dwóch stron może być nawet ciekawsza. Moim zdaniem, nie jest to żaden poważny argument, ponieważ na Uniwersytecie Warszawskim już były organizowane konferencje jednostronne, choćby z udziałem ministra Sikorskiego nt. polityki europejskiej - powiedział kilka dni temu w rozmowie z portalem Fronda.pl Krzysztof Bosak.

 

W podobnym tonie wypowiada się w dzisiejszej "Rzeczpospolitej" Piotr Skwieciński. "(...) pretekstem do działań władz uczelni były protesty partyjnych młodzieżówek - PO, Socjaldemokratów i Zielonych. I argument, że na spotkanie "NZS nie zaprosił nikogo z przeciwnej strony sceny politycznej". Bardzo to ciekawe. Pamiętajmy liczne (również zupełnie niedawne) spotkania na UW (np. z Adamem Michnikiem), w czasie których bardzo zaangażowany przecież prelegent wygłaszał ostre tezy, a żadnego oponenta, rzecz jasna, organizatorzy nie przewidzieli" - pisze publicysta dziennika.

 

Pal licho Michnika i stare dziennikarskie wygi, które załamują ręce nad "faszystami" z MW i ONR. Pytanie, czy nie wstyd młodzieżówkom partyjnym, których głównym orężem jest kneblowanie ust politycznym oponentom poprzez prymitywny donos? Właściwie po co pytam? W końcu takie kuźnie elitek, jak juniorska przybudówka naszej wspaniałej partii rządzącej, musi wyrabiać odpowiednie cechy...

 

Aleksander Majewski