Argument by to brzoza była przyczyną rozbicia prezydenckiego samolotu TU154M okazał się nieprawdziwy. Okazało się, że owa "ścięta brzoza", była już złamana na długo przez 10 kwietnia 2010 roku.

Już podczas I Konferencji Smoleńskiej prof. Cieszewski wskazywał, że brzoza na zdjęciach wyglądała jak drzewo ścięte znacznie wcześniej niż 10 kwietnia. Jako dowód pokazał on fotografię świeżo ściętej brzozy, na której widać było bardzo dużo soków. Powiedział: - Natomiast brzoza w Smoleńsku nie dała żadnych soków, jest zupełnie sucha. To wskazuje, że drzewo zostało zniszczone długo przed tragedią.

"Zdaniem prof. Cieszewskiego wyrwanie sęków z brzozy także świadczy, że nie ma mowy o zderzeniu z samolotem, ponieważ w czasie zderzenia kontakt skrzydła z drzewem musiałby mieć kilka nanosekund. Dodał, że przy takim kontakcie sęki zostałyby ucięte jak nożem, a nie wyrwane".

Pokazując fotografie prof. Cieszewski udowadniał, że już 5 kwietnia była złamana. - Drzewo zostało złamane dzień, może dwa wcześniej, ponieważ złamana część jest tuż pod miejscem złamania. Mamy drzewo złamane zaledwie trochę wcześniej. Na zdjęciu widać soki drzewa. Dalej na kolejnych fotografiach widać, że część złamana osuwa się, jest coraz niżej w kolejnych dniach - mówi Cieszewski w wpolityce.pl. I dodał: To jest fakt i nie podlega dyskusji. To wynika z analizy zdjęć wykonanych dokładnie w miejscu rośnięcia brzozy. Stworzenie sytuacji, w której ten sygnał satelity mógł zostać zakłócony, jest niemożliwe - dodał naukowiec.

sm/wpolityce.pl/dziennik.pl