"Moje doświadczenie umiarkowanego muzułmanina, przyniosło mi zrozumienie, że można oczywiście być muzułmaninem umiarkowanym, ale że nie istnieje umiarkowany islam!"

20 października 2008 roku najbardziej znany konwertyta z islamu na katolicyzm Magdi Cristiano Allam na stronie internetowej Bojowników o Chrześcijańską Europę opublikował

List otwarty do Ojca Świętego.

Do Jego Świątobliwości

Papieża Benedykta XVI,

Zwracam się bezpośrednio do Waszej Świątobliwości, do Wikariusza Chrystusa i Głowy Kościoła katolickiego, z uległością, jako szczery wierny religii Chrystusowej i jako niestrudzony bojownik, świadek i budowniczy cywilizacji chrześcijańskiej, aby wyjawić Waszej Świątobliwości moje najżywsze zaniepokojenie poważnym błędem religijnym i etycznym, który wśliznął się do Kościoła i w nim rozprzestrzenił. Nawet na szczytach Kościoła niektórzy dostojnicy oraz ich najbliżsi współpracownicy otwarcie i publicznie twierdzą, że islam ma swoje uprawione uzasadnienie jako religia, i uwiarygodniają Mahometa jako proroka. Inni kapłani i proboszczowie przekształcają kościoły i domy parafialne w sale modlitwy i spotkań z integrystami i ekstremistami islamskimi, którzy bez ogródek i niestrudzenie realizują strategię podboju terytorium i umysłów Zachodu chrześcijańskiego. Ten Zachód – jak Wasza Świątobliwość sam to określił – nienawidzi samego siebie, ideologicznie osłabiony nihilizmem, materializmem, konsumpcjonizmem, relatywizmem, poprawnością islamiczną, naiwną dobrotliwością, laicyzmem, subiektywizmem prawnym, skłonnością do samobiczowania, indyferentyzmem, multikulturalizmem.

To jest ekspansywna wojna islamizmu, która przeistoczyła chrześcijański Zachód w twierdzę muzułmańskiego ekstremizmu i doprowadziła do pojawienia się islamskich terrorystów-samobójców z zachodnim obywatelstwem. Najgroźniejsi są nieuzbrojeni, dzicy mordercy, którzy przecinają ofiary na pół, lecz ci, którzy ucinają języki. Z nakazu religii muzułmańskiej zbudowali zamaskowaną konstrukcję, tworząc wewnątrz państwa prawa państwo islamu. To państwo oparte jest na rozległej sieci meczetów i szkół koranicznych, gdzie naucza się nienawiści, wtłacza się w umysły wiarę w tak zwane męczeństwo muzułmańskie i praktykuje się pranie mózgu, żeby przemienić ludzi w bojowników świętej wojny islamu. Jest też sieć muzułmańskich ośrodków charytatywnych i pomocowych, które w zamian za wsparcie materialne żądają podporządkowania umysłów. Są muzułmańskie banki, które kontrolują coraz rozleglejsze obszary finansów i gospodarki światowej, stosując własne zasady. Są prawdziwe i profesjonalne trybunały islamskie, którym w Wielkiej Brytanii udało się narzucić szariat, prawo islamskie, zrównane z prawem cywilnym w kwestiach dotyczących statusu osobistego i rodzinnego. Wydają one wyroki naruszające podstawowe prawa człowieka, jak legitymizacja wielożeństwa i dyskryminacja kobiety.

To są fakty. Można w nie wierzyć bardziej albo mniej, mogą się nam one podobać albo nie, ale są to fakty realne, obiektywne, niezaprzeczalne. Ten islamski podbój umysłów i terytorium stał się możliwy za sprawą niesłychanej kruchości wewnętrznej chrześcijańskiego Zachodu. Są to dwie strony tego samego medalu. Nasz Zachód jawi się coraz bardziej jako materialistyczny kolos na glinianych nogach, pozbawiony duszy, pogrążony w głębokim kryzysie wartości, zdradzający własną tożsamość z lęku przed rozpoznaniem historycznej i obiektywnej prawdy o swoim judeochrześcijańskim pochodzeniu. Zachód jest w ideologii i konkretach przesączony spiskiem awangardy muzułmańskiej armii najeźdźczej, zmierzającej do urzeczywistnienia mitu i utopii ummy, narodu islamu. Powołuje się ona na Koran, dający jej zachętę do nienawiści, przemocy i mordu, a także na przemyślenia i działania Mahometa, który dał jej przykład, popełniając dzikie zbrodnie – na przykład wtedy, gdy uczestniczył w rzezi ponad siedmiuset Żydów z plemienia Banu Quraiza w 627 roku u bram Medyny.

Tak przeto, Wasza Świątobliwość, jak można nie zdać sobie sprawy, że dyspozycyjność wobec islamu jako religii, a co gorsza, spiskowanie z islamem, wbrew pozorom zagraża chrześcijańskiej miłości do muzułmanów? Że dosięga szczytu w zanegowaniu wiary w Boga, który stał się człowiekiem, i wiary w chrześcijaństwo jako świadectwo Prawdy, Życia, Miłości, Wolności i Pokoju? Dlatego dziś tak ważne jest dla dobra wspólnego Kościoła katolickiego, dla ogólnego interesu chrześcijaństwa i zachodniej cywilizacji, aby Wasza Świątobliwość wypowiedział się jasno i wiążąco dla wszystkich wiernych w zasadniczej kwestii leżącej u podstaw tego zgubnego religijnego i etycznego zbłąkania. Wciąż dyskredytuje ono Kościół, usuwając pewność co do wartości i tożsamości chrześcijańskiego Zachodu, wlokąc naszą cywilizację ku samobójstwu. Czy jest do pojęcia, żeby Kościół legitymizował islam jako religię, posuwając się aż do uznania Mahometa za proroka?

Wasza Świątobliwość, ograniczę się do wskazania dwóch niedawnych wydarzeń, których byłem świadkiem. Przeszłej środy, 15 października 2008 roku, arcybiskup Brindisi Rocco Talucci uczynił mi zaszczyt i najpierw przyjął mnie w siedzibie kurii arcybiskupiej około godziny siedemnastej, a pół godziny później uczestniczył w prezentacji autobiografii na temat mojej konwersji z islamu na katolicyzm pod tytułem Dziękuję Ci, Jezu w sali Izby Handlowej w Brindisi. Organizowała to wszystko moja droga przyjaciółka Mimma Piliego, lekarka, wolontariuszka przy Seminarium Arcybiskupim imienia Papieża Benedykta XVI i we wspólnocie Emmanuel, poświęcająca się ratowaniu uzależnionych. Cytowałem ją w Dziękuję Ci, Jezu jako jednego ze świadków wiary, którzy zafascynowali mnie swoją duchowością. Arcybiskup natychmiast wydał mi się wytrawnym dyplomatą, w każdej sytuacji rozważającym uważnie wszystkie „za” i „przeciw”, aby zadowolić wszystkich i nikogo nie irytować. Nie jest to dokładnie typ pasterza Kościoła lub – prościej – osoby, do której miałbym predylekcję, chociaż czynię wysiłek, żeby wczuwać się w cudzą sytuację. Chcę zrozumieć głębokie racje tych, którzy wcielają egzystencjalną ekwilibrystykę w codzienną praktykę, żeby określić własne wybory życiowe. Moja skłonność do rozumienia cudzych racji wszakże osłabła, kiedy arcybiskup Talucci, przemawiając po mojej prezentacji książki, nazwał Mahometa prorokiem i zasadniczo legitymizował islam jako religię, jako „wyraz ludzkiej aspiracji do wzniesienia się ku Bogu”. Absolutnie nie jest moim zamiarem rozważanie przypadku arcybiskupa. Bo nie jest to, niestety, przypadek odosobniony. Jest to postawa rozpowszechniona w dzisiejszym Kościele katolickim.

Moje doświadczenie umiarkowanego muzułmanina, przyniosło mi zrozumienie, że można oczywiście być muzułmaninem umiarkowanym, ale że nie istnieje umiarkowany islam!
Drugie wydarzenie dotyczy kardynała Jean-Louisa Taurana, przewodniczącego Papieskiej Rady do spraw Dialogu Międzyreligijnego. Jako gość zjazdu Comunione e Liberazione w Rimini 25 sierpnia 2008 roku przemawiał on w czasie konferencji prasowej, która poprzedziła publiczne spotkanie pod tytułem Warunki pokoju. Powtórzył tezę już w przeszłości słyszaną z jego ust, wedle której religie same z siebie są „czynnikami pokoju”, ale miałyby budzić lęk z powodu „niektórych wiernych”, którzy „zdradzili swoją wiarę”, podczas gdy w rzeczywistości wszystkie wyznania ponoć „niosą orędzie pokoju i braterstwa”. Teza kardynała Taurana brzmi, jakoby religie – a zatem także islam – były wewnętrznie dobre. Wynika z tego, że skoro dziś ekstremizm i terroryzm islamski stały się głównym zagrożeniem dla międzynarodowego bezpieczeństwa i stabilności, należałoby to przypisać „złej” mniejszości, która błędnie interpretuje „prawdziwy islam”. Podczas gdy większość muzułmanów jest „dobra”, to znaczy przestrzega podstawowych praw i wyznaje niepodlegające negocjacjom wartości, które są podstawą wspólnej ludzkiej cywilizacji.

Obiektywna rzeczywistość – a mówię to spokojnie, ożywiony konstruktywnym duchem – jest dokładnie odwrotna, niż sobie wyobraża kardynał Tauran. Ekstremizm i terroryzm islamski to dojrzałe owoce działań tych, którzy – począwszy od porażki wojsk arabskich w wojnie przeciw Izraelowi 5 czerwca 1967 roku, która była kresem laickiej, socjalistycznej i militarystycznej ideologii panarabskiej, i spowodowała wzniesienie nowego sztandaru panislamizmu – chcieli stawać się coraz wierniejsi orędziu Koranu i myśli Mahometa. Prawda jest więc taka, że ekstremizm i terroryzm muzułmański odpowiada oryginalnemu „prawdziwemu islamowi”, to znaczy stanowi jedno z Koranem. Ten z kolei uważany jest za jedność z Allachem, za dzieło niestworzone, równe Bogu.

U korzeni zła nie tkwi więc mniejszość „złych” ludzi, odpowiedzialnych za ogólny upadek, podczas gdy religie miałyby być wszystkie na równi dobre. Prawdą jest, że religie są rozmaite, podczas gdy ludzie – ponad różnicami wyznania i kultury – mogliby się zbratać w szacunku dla wspólnych reguł i wartości. Prawdą jest, że chrześcijaństwo i islam są zupełnie odmienne. Bóg, który stał się człowiekiem, który dzielił życie, prawdę, miłość i wolność z innymi ludźmi aż do ofiary z własnego życia, nie ma nic wspólnego z Allachem, który uczynił się tekstem oprawionym w okładkę Koranu, który narzuca się ludziom arbitralnie, który podpisał się pod ideologią i praktyką nienawiści, gwałtu i śmierci. Tę ideologię praktykowali Mahomet i jego zwolennicy, żeby szerzyć islam.

Prawda jest taka – a mówię to na podstawie tego, co ogólnie wiadomo, oraz na podstawie bezpośredniego doświadczenia – że nie istnieje umiarkowany islam, w przeciwieństwie do tego, co twierdził kardynał Tauran. Natomiast z pewnością istnieją umiarkowani muzułmanie. To wszyscy ci muzułmanie, którzy na równi z innymi ludźmi respektują fundamentalne prawa człowieka i wartości, które nie podlegają negocjacjom, ponieważ stanowią one esencję naszej humanistycznej kultury: świętość życia, godność osoby, wolność wyboru.

Gorzką prawdą jest, że ta część Kościoła, która zachorowała na relatywizm i islamiczną poprawność, ryzykuje, że stanie się bardziej muzułmańska od samych muzułmanów. Zadaję sobie pytanie, czy Kościół zdaje sobie sprawę z faktu, że Koran był stworzony, zanim stał się niestworzony, że wymaga interpretacji i umieszczenia wersetów w historycznym kontekście? Czy Kościół zgadza się na taką wizję islamu, w którym mogłyby się pogodzić wiara i rozum, podczas gdy w historii i dzisiaj przytłaczająca większość muzułmanów wierzy w Koran niestworzony na równi z Allachem, w wersety o wartości absolutnej, powszechnej, wiecznej, niezmienianej? Jak Kościół może poddawać się grze tych, którzy instrumentalnie i ideologicznie wyrywają z kontekstu, izolują, arbitralnie selekcjonują koraniczne przesłanie, aż wskaże ono te wersety, które – oderwane od tego, co jest przed nimi i po nich – pozwalałyby stwierdzić istnienie „umiarkowanego islamu”? Jak Kościół może legitymować tak zwany umiarkowany islam, zmierzając w końcu do uwiarygodnienia nikczemnego kryminalisty, który bez wahania ima się wszelkich środków, włączając w to eksterminację tych, którzy nie przyjęli jego zasad?

Zadaję sobie pytanie, czy Kościół zdaje sobie sprawę, że jeśli nie podejmie się afirmacji i poświadczenia jedyności, absolutności, powszechności i wieczystości Prawdy w Chrystusie, skończy jako wspólnik w budowie światowego panteonu religii, w którym wszyscy uważają, że każda wiara jest depozytariuszem części prawdy (nawet jeżeli sama sobie przyznaje monopol na prawdę)? I jak się potem dziwić, że chrześcijaństwo umieszczone na tej samej płaszczyźnie co miriady wyznań i ideologii, które udzielają najprzeróżniejszych odpowiedzi na duchowe potrzeby, przestaje przyciągać, przestaje oddziaływać, przestaje pozyskiwać umysły i serca samych chrześcijan, którzy coraz częściej omijają kościoły, uciekają przed powołaniem kapłańskim i w sensie ogólniejszym wykluczają ze swego życia rzeczywistość religijną?

Dla mnie chrześcijaństwo nie jest lepszą religią niż islam. Nie jest religią kompletną, wyposażoną w pełne przesłanie, w przeciwieństwie do islamu uważanego za religię niekompletną i z niepełnym przesłaniem. Dla mnie chrześcijaństwo jest jedyną prawdziwą religią. Bo prawdziwy jest Jezus, Bóg, który stał się człowiekiem i nam, ludziom, zaświadczył o chrześcijaństwie dobrymi dziełami, prawdą, mocą, racjonalnością i dobrocią. Dla mnie islam jest fałszywą religią, niepochodzącą z natchnienia boskiego, tylko diabelskiego. Bo islam uznaje Jezusa tylko za człowieka i potępia chrześcijaństwo jako herezję z powodu wiary w Jego boskość, a także jako bałwochwalstwo z powodu wiary w Trójcę Przenajświętszą. Dla mnie islam, stosujący się do przepisów koranicznych i wysławiający czyny Mahometa, niszczy duszę tego, kto mu się poddaje, i zabija ciało tego, który się od niego uchyla. Jest to religia z natury gwałtowna, która w historii okazała się agresywna i konfliktowa, całkowicie niezdolna do pogodzenia z podstawowymi wartościami wspólnej cywilizacji chrześcijańskiej.

Właśnie moje doświadczenie umiarkowanego muzułmanina, który realizował marzenie o umiarkowanym islamie, przyniosło mi zrozumienie, że można oczywiście być muzułmaninem umiarkowanym, ale że nie istnieje umiarkowany islam. Musimy zatem rozróżnić między wymiarem osobowym a wymiarem religijnym. Z muzułmanami umiarkowanymi można dialogować i działać w ramach społeczeństwa obywatelskiego, wychodząc od poszanowania podstawowych praw człowieka i od wspólnych, niepodważalnych wartości. Ale musimy się wyzwolić od rozpowszechnionego błędu, jakoby trzeba było kochać islam, żeby miłować muzułmanów. Jakoby trzeba było udzielać równej godności islamowi, żeby odnosić się z szacunkiem do muzułmanów.

Wasza Świątobliwość, Ojcze Święty Benedykcie XVI, Kościół, chrześcijaństwo i cywilizacja zachodnia chwieją się z powodu toczącej ich choroby: nihilizmu i relatywizmu tych, którzy zagubili własną duszę, oraz pod naporem agresywnej, najeźdźczej wojny wypowiedzianej przez ekstremizm i terroryzm islamski. Dopełniają w ten sposób zbłąkania świata, który, natchniony zachodnią nowoczesnością, zglobalizował się, lecz tylko w wymiarze materialistycznym i konsumpcjonistycznym, nie przyjmując wymiaru duchowego i aksjologicznego. Efektem jest korzyść odnoszona przez tych, którzy idą za materialistyczną i konsumpcjonistyczną koncepcją życia, pozbawioną wartości i reguł, gwałcąc podstawowe prawa człowieka, jak to z pewnością dzieje się w Chinach i Indiach.

W tym dość krytycznym momencie niejasnych perspektyw Wasza Świątobliwość stanowi światło Prawdy i Wolności dla chrześcijan i wszystkich ludzi dobrej woli na Zachodzie i w świecie. Jest Wasza Świątobliwość błogosławieństwem, które powstrzymuje przed upadkiem nadzieję na moralne i cywilne wyzwolenie chrześcijaństwa i Zachodu. Tym też się inspirujemy i ufamy, że błogosławieństwo pomoże nam dorosnąć do zadania budowniczych chrześcijańskiej cywilizacji, zdolnych dodać bodźca ruchowi etycznej reformy, dzięki któremu Włochy, Europa, świat zachodni i świat cały wesprą się na Wierze i Rozumie. Niech Bóg wspomaga Waszą Świątobliwość w misji, którą Mu powierzył, i niech towarzyszy w pielgrzymowaniu, którego celem jest afirmacja Prawdy oraz dobro ludzkości

MAGDI CRISTIANO ALLAM
Tłumaczył Marcin Masny

List opublikował kwartalnik FRONDA nr.58/2011