Fronda.pl: W sprawie życia Jezusa Chrystusa teolodzy i dziennikarze przeprowadzili już niejedno śledztwo, choćby to Victora Loupana i Alaina Noela w sprawie Jego śmierci. Wy udaliście się do Ziemi Świętej z jeszcze trudniejszą misją, bo staraliście się dowiedzieć czegoś o okresie, o którym milczy Biblia. Jakie są wyniki Waszych dociekań?

Rafał Tichy*: Wbrew pozorom nie odkryliśmy żadnych sensacji. Ewangelie właśnie dlatego tak niewiele mówią na temat tego okresu życia Mesjasza – poza opisem odnalezienia w Świątyni ograniczają się do stwierdzenia, że wzrastał w mądrości i łasce oraz, że pozostawał posłuszny rodzicom – gdyż było to życie zwyczajne, spokojne, normalne. W sferze zewnętrznej życie Jezusa nie  wyróżniało się od życia innych mieszkańców Nazaretu. Jezus w tym czasie nie głosił nauk, nie ujawniał swej Boskości, nie czynił cudów.

Ale czy to oznacza, ze było to życie szare, nijakie, któremu nie warto poświęcać za dużo uwagi? Bez znaczenia dla historii zbawienia i naszej wiary?

Oczywiście, że nie, bo zwyczajności tego życia nie należy rozumieć jako bezbarwności czy bezwartościowości. Dostrzeżemy to schodząc w głąb „zwyczajnego” życia Jezusa. Przede wszystkim dotkniemy w ten sposób tajemnicy Wcielenia. Milczenie Ewangelistów ma bowiem jakby drugie dno.

Co milczenie Ewangelistów mówi nam o pierwszych 30. latach życia Jezusa z Nazaretu?

Podkreśla, że Bóg stał się prawdziwym człowiekiem, że zechciał być tak blisko nas, iż przez trzydzieści lat dzielił z nami nasz codzienny trud. Czy to nie jest niezwykłe? Bóg stał się dzieckiem, które bawiło się i płakało, kochało rodziców, przeżywało ich radości czy niepowodzenia, Bóg stał się młodzieńcem, który uczył się, chodził do szkoły, a może nawet w niej się nudził, Bóg stał się mężczyzną który pracował i opiekował się schorowanym ojcem, miał przyjaciół i dzielił problemy swoich sąsiadów. To ukazuje niezwykłą bliskość Boga wobec człowieka.

Jak już wspomniałeś Autor natchniony podsumowuje to stwierdzeniem: „wzrastał w mądrości i łasce”. I w tym, z pozoru błahym, sformułowaniu pojawia się problem, który zaprząta tęgie teologiczne umysły…

Tak. Idąc dalej, te słowa Ewangelisty stawiają nas wobec problemu relacji, tego co Boskie i ludzkie w Jezusie. Krótko mówiąc dotykamy problemu jego Bogoczłowieczeństwa. Ewangelista wskazuje, że Jezus - Syn Boży jako człowiek przechodził stopniowy rozwój psychiczny i duchowy, a więc nabierał też coraz większej świadomości tego, kim jest i jaka jest jego misja. To jest niezwykła tajemnica.

Teologowie w ciągu wieków na różne sposoby próbowali zrozumieć i wytłumaczyć problem wzrastania Jezusa, czyli tego w jaki sposób będąc Bogiem mógł nabierać mądrości oraz tego w jaki sposób będąc człowiekiem dochodził do wiedzy o swej Boskiej naturze. To są rzeczy które przyprawiają o zawrót głowy, które chrześcijanin możne kontemplować i zgłębiać w nieskończoność. W ten sposób schodząc w głąb „zwykłego” życia Jezusa dotykamy nadzwyczajności tego życia, ale na zupełnie innym poziomie niż szukania jakiś cudowności czy sensacji.

No dobrze, tyle dowiadujemy się z Ewangelii. Ale również apokryfy opowiadają o dzieciństwie i młodości Jezusa. Czy korzystaliście z tych źródeł?

Apokryfy dzieciństwa Jezusa to temat bardzo złożony. Cześć z nich powstała w kręgach judeochrześcijan i te zapewne mogą zawierać jakieś okruchy prawdy historycznej o życiu Jezusa. Dostarczają też przede wszystkim wiele cennych informacji o środowisku, w jakim żył Mesjasz. Do jednej z takich apokryficznych opowieści odwołaliśmy się i zilustrowaliśmy ją w filmie. Opowiada ona w przejmujący sposób o tym, jak Jezus czuwał przy umierającym Józefie. Problem jednak polega na tym, że te okruchy są zazwyczaj spowite w materię mocno fantastyczną i dosyć trudno je z niej wydobyć.

Chrześcijanie nie do końca potrafili pogodzić się z tym co zostało w Ewangeliach niedopowiedziane i próbowali na swój sposób to dopowiedzieć ubierając w kostium pełnych cudowności domysłów, legend i mitów. Jeszcze gorzej się sprawa przedstawiała z apokryfami pisanymi w środowiskach gnostyckich, gdyż tam służyły one do wyrażenia konkretnych tez teologicznych. Mniej chodziło o fakty, a bardziej o ilustracje gnostyckich poglądów. W każdym razie charakterystyczne dla obu rodzajów tych apokryfów jest nadmiar sfery cudów, który w dużej części wynika z niezrozumienia lub wręcz odrzucania prawdy Wcielenia.

Czyli w apokryfach akcentowano boskość Jezusa pomijając przy tym Jego człowieczeństwo. Stąd te historie z lepieniem ptaszków z gliny i wprawianiem ich w lot?

To właśnie konsekwencja kłopotów ze zrozumieniem i przyjęciem prawdy Wcielenia z jej konsekwencjami. Wedle apokryfów, skoro Jezus był Synem Bożym, to od początku musiał zachowywać się jak Bóg, a wiec działać cuda i ukazywać swą boską moc. A zatem jako dziecko właśnie lepił z gliny ptaszki i je ożywiał wprawiając w zdumienie inne dzieci, następnie wykorzystując swą nadzwyczajną siłę był pogromcą młodocianych chuliganów z Nazaretu, potem w szkole zawstydzał nauczycieli znajomością każdego aspektu ówczesnej wiedzy.

Jest to bardzo barwne, miejscami urokliwe, miejscami nużące. Lecz przede wszystkim wywraca do góry nogami prawdę Wcielenia, tego że syn Boży „nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobny do ludzi” (Flp 2, 6-7). Próba zmierzenia się ze „zwyczajną” prawdą Ewangelii jest o wiele bardziej intrygująca.

Jeśli już jesteśmy przy tych "fantastycznościach", przypomina mi się jeszcze jedna sprawa. Wśród popularnych teorii na temat życia Jezusa często jest powtarzana ta o Jego podróży do Indii. Czy jest jakakolwiek poszlaka wskazująca, że nie jest to jakiś odlot w religion-fiction?

To tak jakby pytać się czy jest jakaś poszlaka wskazująca na to, ze Jezus rzeczywiście lepił ptaszki z gliny i je ożywiał. Pytanie, po co miałby to robić? Tak samo można się zapytać, po co miałby jechać do Indii? Spekulacje na ten temat, to takie współczesne neognostyckie apokryfy pisane do tezy, że wszelka mądrość pochodzi od lamów tybetańskich. Jest to grubymi nićmi szyte i mniej prawdopodobne, niż to, że lepił te słynne ptaszki. I to znów pokazuje ciągłą niemożność pogodzenia się ludzi z ekonomią Bożą, z tym w jaki niestandardowy dla naszych wyobrażeń o „boskości” sposób, Bóg zechciał stać się bliski człowiekowi.

Zostawmy już te nieszczęsne ptaszki. Co dowiadujemy się z Waszego „śledztwa” czegoś odnośnie relacji Jezusa z Maryją i Józefem?

Maria i Józef byli pierwszymi, którzy mogli świadomie kontemplować tajemnice Wcielenia. I to w pełnym jej wymiarze, nie tylko podczas narodzenia Jezusa – z czym ta tajemnica nam się przede wszystkim kojarzy – ale właśnie również w czasie Jego wzrastania, kiedy konsekwencje Wcielania i Bogoczłowieczeństwa jakby dojrzewały w świadomości i duszy Chrystusa. Łączyły ich z Nim też jak najbardziej ludzkie uczucia rodzicielskie. Dużo miejsca w filmie poświeciliśmy Józefowi, gdyż jest postacią od Maryi mniej znaną, jakby bardziej ukrytą, a zarazem miał on zgodnie z wiarą i kulturą żydowską, bardzo duży wpływ na wychowanie Jezusa.

Jak wyglądała ta relacja?

To Józef uczył Jezusa modlić się, przestrzegać przepisów judaizmu, wprowadzał w kolejne etapy religijnego życia, prowadził do synagogi. Przy tej okazji podjęliśmy w filmie szerszy problem, kulturowej i religijnej „formacji” Jezusa z Nazaretu. Próbujemy odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu judaizm tamtych czasów miał wpływ na jego sposób myślenia, wyrażania się i odczuwania. Nasiąkanie kulturą i wiarą żydowską odbywało się właśnie w czasie owych „ukrytych” lat Jego życia w Nazarecie.

Jaki jest zatem sens ukrytego życia Jezusa dla nas, współczesnych chrześcijan?

Ukryte życie Jezusa, tak jak zresztą wszystko, co się działo w Jego życiu, niesie oczywiście dla nas przesłanie. Po pierwsze, że nasze „zwyczaje”, życie w rodzinie, domu, pracy, we wspólnocie może być życiem „nadzwyczajnym” jeżeli zaczniemy w nim szukać Boga. Po drugie ważne jest w jaki sposób Jezus żył w Nazarecie, czyli życie w prostocie, ubóstwie i uwielbieniu. Bardzo dużo mówił o tym Karol de Focauld. Twierdził, że potrzeba powrotu Kościoła i chrześcijan do duchowości Nazaretu. Chodzi o oczyszczenie się ze splendoru i ziemskiej chwały, i o zrozumienie, że skoro Bóg zechciał żyć w świecie w prostocie i ubóstwie, to powinniśmy go w tym naśladować.

Jak wobec tego pogodzić duchowość Nazaretu, która kładzie nacisk na życie ukryte z wezwaniem do głoszenia Ewangelii, z tym, że jednak Bóg objawia się w głoszonym słowie. Bo nie chodzi chyba o alternatywę katakumby-areopag?

To się nie wyklucza tylko uzupełnia. Jezus w Nazarecie przygotowywał się przecież do misji, do głoszenia Królestwa Bożego i do zbawczego czynu, który dokonał się na Golgocie. Ale proszę spojrzeć na proporcje: trzydzieści lat „milczał” w Nazarecie, aby następnie w ciągu trzech lat dokonać w świecie duchowej rewolucji. Można powiedzieć ze w tych trzydziestu latach „milczenia” Mesjasza zamanifestowało się coś jeszcze bardzo ważnego z natury samego Boga.

Co masz na myśli?

Kontemplując ukryte życie Jezusa dotykamy nie tylko tajemnicy Wcielenia, ale też tajemnicy ukrycia Boga. On się objawia przez czyny i słowa, ale pozostaje też ukryty, jest bowiem nieskończoną Tajemnicą, do której ostatecznie zbliżyć się możemy tylko w ciszy i milczeniu, w intymnym kontakcie wykraczającym poza wszelkie słowa. Nie przez przypadek Jezus mówi, ze jeżeli chcemy się modlić to mamy wejść do swej izdebki i modlić do „Ojca, który jest w ukryciu” i „który widzi w ukryciu” (Mt, 6, 6-7).

Sam tego doświadczył, kiedy modlił się w swojej izbie w Nazarecie, przez nikogo nie widziany, przez nikogo nie podziwiany. Tam w intymności budował swoja więź z Ojcem. Nie o to wiec chodzi abyśmy porzucali światło Objawienia i moc płynącą z głoszenia Kerygmatu, bez tego przecież zupełnie nie wiedzielibyśmy gdzie iść, ale abyśmy kontemplując zbawcze wydarzenia w których Bóg się obawia schodzili w ich głąb, do tego co w nich ukryte.

To ważne stwierdzenie w obliczu niedawno przeżywanego Triduum Paschalnego.

W Wielki Piątek kontemplowaliśmy Krzyż. Wiele przecież można i trzeba o tajemnicy Krzyża powiedzieć, ale jest taki moment kiedy już nic nie da się powiedzieć, kiedy tajemnica Boga ukrytego w cierpieniu wykracza poza to co jest do zrozumienia, wytłumaczenia, usprawiedliwienia i ostatecznie stajemy wobec Ukrzyżowanego Boga w ciszy, w milczeniu. Odnajdując Go w tym milczeniu będziemy mogli go z tym większą mocą i autentycznością głosić.

Rozmawiał Mariusz Majewski

*Film „Ukryte życie Jezusa” zrealizowany przez Rafała Tichego i Jarosława Mytycha zostanie wyemitowany 11 kwietnia (niedziela) o godz. 7.00 w TVP 1

/