Ukraińskie służby nie dopuściły do organizacji protestu osób podszywających się pod członków mniejszości bułgarskiej. Według SBU, w prowokację zaangażowane są te same osoby, które zleciły niedawny protest rzekomych przedstawicieli polskiej mniejszości na trasie Lwów – Rawa Ruska.

W udaremnionej demonstracji wziąć miało udział około 100 osób. Mieli oni nieść transparenty po ukraińsku i bułgarsku, mówiące o rzekomych prześladowaniach Bułgarów na Ukrainie. Pochód miał przejść pod bułgarski konsulat w Odessie. Policja i służba bezpieczeństwa przerwały jednak akcję. Jak się okazało, wśród jej uczestników nie było ani jednego Bułgara, a zebrani mieli otrzymać po 200 hrywien za udział w pochodzie.

Jak wyjaśnia kierownik biura szefa SBU, Ołeksandr Tkaczuk, akcja zlecona z Rosji miała na celu dyskredytację Ukrainy, stworzenie negatywnego wizerunku kraju i wzniecenie etnicznej wrogości. Celem udaremnionej prowokacji, zdaniem SBU, było stworzenie wrażenia, że na Ukrainie są konflikty między lokalnymi społecznościami. A to, jak zaznaczył Ołeksandr Tkaczuk, nie odpowiada rzeczywistości.

SBU ma dowody, że zleceniodawcą prowokacji jest współpracownik rosyjskich służb Mykoła Dulski. To on miał też zlecić organizację podobnego w formie protestu rzekomych Polaków w obwodzie lwowskim. 29 marca około 100 osób zablokowało trasę do przejścia w Rawie Ruskiej. Mieli oni transparenty po polsku, mówiące o dyskryminacji mniejszości polskiej na Ukrainie. Wśród uczestników akcji nie było jednak Polaków, a za udział w proteście obiecano im wynagrodzenie.

yenn/IAR