„Boże Narodzenie jest papierkiem lakmusowym współczesnej laicyzacji. Na razie nie widać żadnych możliwości zmiany tego trendu kulturowego. Europa jest de facto kontynentem postchrześcijańskim. Obecnie w krajach europejskich chrześcijanie różnych wyznań odgrywają coraz mniejszą rolę polityczną czy kulturową. Na naszym kontynencie prawie cała władza polityczna, finansowa, ekonomiczna i medialna należy do środowisk ateistycznych i agnostycznych” - mówi portalowi Fronda.pl ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof, kierownik Katedry Etyki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

 

Fronda.pl: Kolejne Boże Narodzenie. Wyjątkowy dzień, na który długo się przygotowywaliśmy. Większość z nas spędza go z bliskimi, z którymi wspólnie świętujemy. Ale co świętujemy tak naprawdę? Chrześcijanie świętują narodziny Boga jako człowieka. Inni świętują narodziny wyjątkowej osoby, której pojawienie się na świecie wyznaczyło początek nowej ery. Są też tacy, którzy w narodziny Jezusa nie wierzą, traktują Go jako postać zmyśloną. Te różne formy świętowania coś łączy?

Ks. prof. Andrzej Kobyliński: Tak, kartka w kalendarzu. Nic więcej. Nie ma co ukrywać, że w tym samym czasie, pod koniec grudnia, wielu ludzi na świecie świętuje bardzo różne rzeczy. Trzeba to uszanować. Nie wolno się tym gorszyć. Świat jest bardzo różnorodny, wielokulturowy. Owszem, dla części ludzi Boże Narodzenie ma przede wszystkim charakter religijny. Dla wielu innych mieszkańców naszej planety te święta są zasadniczo formą „świąt zimowych” o charakterze kulinarnym i wypoczynkowym. Szczególnie na kontynencie europejskim oraz w innych krajach zachodnich konsumpcja i reklama wygrywają z religią i duchowością. W konsekwencji coraz trudniej przeżywać w tych państwach święta Bożego Narodzenia zgodnie z tradycją chrześcijańską. Niektórzy nawet proponują prowokacyjnie przeniesienie daty tych świąt na inną porę roku.

Dlaczego?

Żeby oddzielić celebrowanie tajemnicy narodzin Jezusa Chrystusa w Betlejem od zgiełku reklam i promocji konsumpcji, które bezapelacyjnie królują każdego roku w przestrzeni publicznej od początku listopada do końca grudnia. Być może duchowe i religijne przeżywanie tajemnicy niewidzialnego Boga, który przyjmuje ludzkie ciało byłoby głębsze i bardziej metafizyczne w innych miesiącach, wolnych od szaleństwa zakupów, prezentów i reklamy Coca-Coli, która zachęca, żeby „poczuć magię świąt”.

Istotnie, dziś w Europie coraz mniej świętuje się Boże Narodzenie, choć wszyscy świętują 25 grudnia. Obserwujemy coraz silniejsze próby wyrugowania z tych świąt wszystkiego, co w jakikolwiek sposób kojarzy się z Bogiem. Święta Bożego Narodzenia są swoistym papierkiem lakmusowym laicyzacji starego kontynentu. Europa ma jeszcze szanse stać się znowu chrześcijańska? Jezus i chrześcijaństwo mogą być jeszcze dla nowoczesnej Europy atrakcyjne?

Zgadzam się w pełni ze stwierdzeniem Pana Redaktora. Tak, Boże Narodzenie jest papierkiem lakmusowym współczesnej laicyzacji. Na razie nie widać żadnych możliwości zmiany tego trendu kulturowego. Europa jest de facto kontynentem postchrześcijańskim. Obecnie w krajach europejskich chrześcijanie różnych wyznań odgrywają coraz mniejszą rolę polityczną czy kulturową. Na naszym kontynencie prawie cała władza polityczna, finansowa, ekonomiczna i medialna należy do środowisk ateistycznych i agnostycznych. Oczywiście w Polsce nie chcemy przyjąć do wiadomości tej bolesnej prawdy. Koloryzujemy rzeczywistość. Pocieszamy się opowieścią o chrześcijańskich korzeniach Europy i perspektywą reewangelizacji całego kontynentu, którą rzekomo mają przeprowadzić katolicy z Polski. Niestety, ciągle bardzo silne jest u nas podejście mesjanistyczne. To droga donikąd. W tym miejscu chciałbym podać przykład sekularyzacji u naszych zachodnich sąsiadów. W Niemczech najbardziej opiniotwórczą gazetą jest „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. W wydaniu tego dziennika z 22 grudnia 2021 r. ukazały się dwa niezwykle ciekawe artykuły analizujące najnowsze wyniki badań socjologicznych, przeprowadzonych przez Instytut Badań Opinii Publicznej Allensbacha. Instytut jest prywatną instytucją sondażową z siedzibą w Allensbach w Badenii-Wirtembergii. Badanie dotyczące religijności w Niemczech zostało przeprowadzone w ostatnich tygodniach na zlecenie „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

Jakie są najciekawsze wyniki tego badania?

Z przeprowadzonych badań wynika, że tegoroczne święta Bożego Narodzenia będą w Niemczech najprawdopodobniej ostatnimi świętami, w trakcie których do chrześcijaństwa przyznaje się jeszcze większość społeczeństwa. Przewaga chrześcijan nad niechrześcijanami jest tak niewielka, że za rok w kraju naszych zachodnich sąsiadów chrześcijanie staną się mniejszością. Z badania Instytutu Allenbacha wynika, że obecnie do Kościoła Ewangelickiego (Evangelische Kirche) należy 28 proc. mieszkańców Niemiec, natomiast 25 proc. to członkowie Kościoła Katolickiego (Katholische Kirche). W 1995 r. protestanci stanowili 37 proc. niemieckiego społeczeństwa a katolicy 36 proc. Gwałtowny proces formalnego wypisywania się z dwóch głównych kościołów chrześcijańskich w Niemczech przyspieszył w ostatnich latach. Warto jednak w tym miejscu dodać, że 70 proc. mieszkańców tego kraju wciąż twierdzi, że chrześcijaństwo należy do tradycji i historii Niemiec. Tak sądzi 86 proc. katolików, 82 proc. protestantów i 55 proc. osób deklarujących brak formalnej przynależności religijnej. Instytut Allenbacha zapytał też respondentów o to, czy islam należy do tradycji i historii Niemiec.

Jaka była odpowiedź mieszkańców Niemiec na to pytanie?

Tylko 17 proc. udzieliło odpowiedzi twierdzącej.  W odpowiedziach nie było żadnych znaczących różnic między katolikami, protestantami i bezwyznaniowcami. Jeśli chodzi o akceptację podstawowych prawd wiary chrześcijańskiej, przeważa sceptycyzm. Jedna trzecia Niemców wierzy w to, że Jezus z Nazaretu był Synem Bożym, natomiast tylko jedna czwarta wyznaje wiarę w zmartwychwstanie umarłych. Redakcja „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zauważa, że zanegowanie treści doktrynalnych jest pierwszym etapem oddalenia się od religii. Następnie dochodzi do wystąpienia z Kościoła i rezygnacji z płacenia podatku kościelnego. Ostatnim etapem sekularyzacji jest odwrócenie się od chrześcijańskiej tradycji kulturowej.

Obojętność religijna nie jest dziś chyba jednak dla chrześcijan najboleśniejsza. Święta Bożego Narodzenia coraz częściej wykorzystywane są również do obrażania i atakowania chrześcijaństwa. W zeszłym roku w Polsce wpisały się w to choćby opłatki z symbolem proaborcyjnych protestów sprzedawane w Warszawie. W tym roku widzieliśmy już unijnego ambasadora osób LGBT występującego na okładce niemieckiego magazynu jako „transseksualna Matka Boża”. Podobnie Maryję przedstawiono w spektaklu „Kora. Boska” w jednym z krakowskich teatrów. Jak Ksiądz Profesor odbiera tego typu prowokacje w okolicach Bożego Narodzenia?

Oczywiście czuję się osobiście bardzo dotknięty różnymi formami kwestionowania tradycyjnego rozumienia religii, kultury, rodziny, moralności. Z pewnością bardzo trudny dla osób o poglądach konserwatywnych będzie początek 2022 r. Dokładnie 7 stycznia przyszłego roku wejdzie do kin w naszym kraju film „Benedetta”, nakręcony przez holenderskiego reżysera Paula Verhoevena. Film został zaprezentowany w lipcu 2021 r. na festiwalu filmowym w Cannes. W obsadzie filmu można zobaczyć gwiazdy europejskiego kina: Virginię Efirę, Charlotte Rampling, Daphné Patakię oraz Lamberta Wilsona. „Benedetta” łączy historyczną, pełną politycznych podtekstów opowieść z erotycznym thrillerem i kinem religijnego feminizmu. Film opowiada historię życia Benedetty Carlini, która była zakonnicą żyjącą we Włoszech w XVII stuleciu. Wiele treści tego filmu jest obraźliwych dla katolików, m.in. sceny seksu lesbijskiego w klasztorze, banalna prezentacja opętania i stygmatów, karykaturalne przedstawienie instytucji kościelnych itp. Osobiście już ten film oglądałem z racji zawodowych, przygotowując się do nagrania dla Telewizji Polskiej jednego z programów „Tanie dranie. Moroz i Kłopotowski komentują świat”.

Jak należy reagować na obrazę uczuć religijnych?

Obowiązujący w naszym kraju Kodeks Karny stanowi w art. 196: „Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Podobne rozstrzygnięcia prawne funkcjonują także w innych krajach. Niestety, w praktyce bardzo trudno rozstrzygnąć, gdzie kończy się wolność artystyczna a gdzie zaczyna się obraza uczuć religijnych. Oczywiście warto pamiętać o tym, że obraza uczuć religijnych nie jest jedyną formą naruszania prawa do wolności religijnej, które stanowi podstawę wszystkich praw człowieka. Najbardziej jaskrawym przejawem łamania wolności religijnej są krwawe prześladowania. Spotykają one ludzi różnych wyznań, religii i narodowości. Niestety, od wielu lat to właśnie chrześcijaństwo jest najbardziej prześladowaną religią w wymiarze globalnym. Inne formy naruszania wolności religijnej są związane z nietolerancją władzy państwowej, która nie gwarantuje swoim obywatelom wolności myśli, sumienia i religii.

Można podać przykłady takich działań?

W niektórych państwach władze polityczne siłą narzucają ateizm. Tak dzieje m.in. w krajach komunistycznych. Typowym przykładem państwa, które dzisiaj próbuje narzucić obywatelom ateizm są komunistyczne Chiny. Władze państwowe mogą także narzucać religię, tworząc państwa konfesyjne. Współczesna teokracja jest poważnym zagrożeniem dla wolności religijnej. Wystarczy wspomnieć problemy wyznaniowe w państwach muzułmańskich, w których wspólnoty chrześcijańskie nie mogą istnieć jako wspólnoty religijne, ale jedynie jako wspólnoty plemienne. Władze państwowe mogą także promować laicką wizję życia publicznego, ograniczając prawa ludzi wierzących. Z taką sytuacją mamy coraz częściej do czynienia w wielu krajach zachodnich. Spektakularnym potwierdzeniem tego trendu była niedawna propozycja urzędników Unii Europejskiej, aby wyrażenie „Boże Narodzenie” zastąpić słowem „święta”.

W jakim kierunku idą obecne władze w Pekinie, gdy chodzi o prawo do wolności religijnej?

W dniach 3-4 grudnia 2021 r. Komunistyczna Partia Chin zorganizowała w Pekinie narodową konferencję dotyczącą spraw religijnych. Po ostatniej takiej konferencji, która miała miejsce w 2016 r. rozpoczęły się w Państwie Środka bardzo ostre represje wobec wszystkich wyznań religijnych, w tym oficjalnie uznanych przez państwo. Od 2015 r. władze chińskie realizują program „sinizacji” religii. Oznacza on wszczepianie chińskich wartości i tradycji we wszystkie praktyki religijne oraz kontrolę Komunistycznej Partii Chin nad wszystkimi religiami. W trakcie konferencji w grudniu 2021 r. przemawiał m.in. prezydent Xi Jinping. Zwrócił on uwagę na „problem” propagandy religijnej, prozelityzmu niekontrolowanego przez władze państwowe. Według chińskiego prezydenta w Internecie wciąż istnieją zbyt duże marginesy wolności. W związku z tym zamierza on wprowadzić znacznie skuteczniejszą akcję inwigilacyjną i karać wiernych, którzy wykorzystują portale społecznościowe do nawracania lub krytykowania polityki religijnej rządu. Jeśli chodzi o „pozytywną” rolę religii, prezydent Xi Jinping ma nadzieję, że pięć religii zatwierdzonych przez rząd (a więc także Katolickie Stowarzyszenie Patriotyczne) rozwinie „religijną teorię socjalizmu o cechach chińskich”.

W jaki sposób?

Przede wszystkim przyjmując oficjalną, marksistowską ideologię partii komunistycznej, a następnie promując we wszystkich swoich działaniach wartości patriotyczne. Jeśli chodzi o dozwolony zakres ich działania, Xi Jinping uważa, że powinien on ograniczać się do miejsc kultu, natomiast wyznawcom religii nie wolno ingerować w życie społeczne, zwłaszcza w edukację dzieci i młodzieży, która należy wyłącznie do partii komunistycznej.

To są ataki, które dotykają Kościół od zewnątrz. Nie brakuje jednak podziałów również wewnątrz Kościoła. Dotyczą one choćby pandemii koronawirusa. W Bazylice Najświętszej Maryi Panny na Zatybrzu zaprezentowano w tym roku wyjątkową szopkę. Obok figur Świętej Rodziny znalazło się też miejsce dla pielgrzymów wyposażonych w maseczki i paszporty covidowe. Patrząc na nią można by odnieść wrażenie, że dla pielgrzymów bez takiego certyfikatu nie ma miejsca przy Jezusie. Tak dzieje się już w niektórych diecezjach na świecie, gdzie sakramenty przyjąć mogą tylko zaszczepieni lub ozdrowieńcy. Pandemia wygrała z Nowonarodzonym? Tego typu segregację sanitarną w Kościele można jakoś obronić?

Osobiście nie używam wyrażenia „segregacja sanitarna”. Kojarzy się ono m.in. z segregacją rasową. Z jednej strony, także w czasie pandemii kościoły i związki wyznaniowe powinny chronić własną niezależność w stosunku do władz państwowych. Z drugiej strony, kościoły i związki wyznaniowe podlegają prawu stanowionemu, które obowiązuje w poszczególnych krajach. Gdy chodzi o przepisy sanitarne, powinny one być przestrzegane przez wszystkich obywateli. W tej materii mamy w Polsce ogromną różnorodność. W ubiegłym roku jeden z arcybiskupów twierdził, że nie można się zarazić koronawirusem używając wody święconej. Z kolei w tym roku jeden z biskupów zarządził w swojej diecezji, że rodziny przyjmujące księdza po kolędzie „posiadają prawo upewnić się, czy ich duszpasterz jest zaszczepiony. Dlatego ksiądz powinien posiadać ze sobą paszport covidowy. Wierni mogą odmówić wizyty kolędowej w przypadku niezaszczepienia księdza”. Od początku pandemii zadziwia mnie ogromna różnorodność w naszym Kościele. Znam księży, którzy poważnie podchodzą do przepisów sanitarnych. Znam także duchownych, którzy od początku pandemii nie zakładają maseczek, nie dokonują dezynfekcji dłoni, zniechęcają do szczepień przeciw Covid-19. W jednym Kościele są dwa wrogie światy. Zdumiewające, że to nikomu nie przeszkadza. Nienawiść, wrogość, skłócenie i zerwane relacje rodzinne czy koleżeńskie są jedną z negatywnych konsekwencji pandemii.

Pewnie w kontekście tegorocznych świąt Bożego Narodzenie wielokrotnie usłyszymy o migrantach, którzy próbują przekroczyć polsko-białoruską granicę. Jezus też był uchodźcą, tuż po Jego narodzinach święta Rodzina musiała uciekać do Egiptu. W tym roku opowiedziany przez św. Mateusza epizod z życia Nowonarodzonego będzie miał szczególny wydźwięk w polskich rodzinach, nawet jeśli będzie, czego można się spodziewać, często wykorzystywany instrumentalnie. Czego uczy nas ta perykopa w kontekście kryzysu na polsko-białoruskiej granicy?

Granicy państwowej trzeba bronić jak niepodległości a ludziom głodnym i bez dachu nad głową należy zapewnić podstawowe środki do życia. O tym, że także Jezus był uchodźcą, dość często przypomina papież Franciszek. Twierdzi on, że „Jezus był uchodźcą, ponieważ musiał uciekać, aby ratować własne życie”. Oczywiście warto pamiętać o tym, że bycie uchodźcą dzisiaj jest bardzo odmienne od tego, co było dwa tysiące lat temu. W tamtej epoce historycznej nie było granic państwowych, paszportów, państw narodowych, prawa międzynarodowego itd. Niestety, kryzys na naszej granicy z Białorusią jest częścią wielkiej operacji geopolitycznej i wojny informacyjnej prowadzonej przez władze Kremla. Uważam, że punktem zwrotnym w najnowszych dziejach świata jest wycofanie z Afganistanu wojsk Stanów Zjednoczonych i innych krajów NATO.

Dlaczego?

Moim zdaniem do ubiegłego roku mieliśmy do czynienia z jednobiegunowym modelem świata, w którym USA stanowiły jedyne supermocarstwo. Gdy 31 sierpnia 2020 r. w Kabulu ostatni żołnierz wojsk amerykańskich wsiadał do samolotu i opuszczał afgańską ziemię, symbolicznie ten model przestał obowiązywać. W konsekwencji od ubiegłego roku powoli zaczyna kształtować się na świecie nowy prządek polityczny, w którym kilka mocarstw będzie odgrywać decydującą rolę: Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja. Na naszych oczach rodzi się więc wielobiegunowy model świata. Częścią tego procesu jest imperialna polityka Rosji, która zaczyna stanowczo walczyć o swoje strefy wpływów. Władze Kremla chcą kontrolować m.in. Ukrainę, Litwę, Łotwę, Estonię. Dokładnie jeszcze nie wiadomo, jakie są dalekosiężne plany polityczne i gospodarcze Rosji w stosunku do Polski. Szkoda, że w naszej debacie na temat konfliktu na granicy polsko-białoruskiej jest bardzo wiele wypowiedzi banalnych, dziecinnych, głupich.

Przy wigilijnej wieczerzy zostawiamy puste miejsce, aby przygotować się na przyjścia nieznajomego. To symbol naszych otwartych serc, naszej gotowości do pomocy. Z pomocą częściej trzeba jednak wyjść na zewnątrz niż czekać w domu na kogoś, kto jej potrzebuje. Jesteśmy dziś na to jeszcze gotowi w naszej zabieganej i nastawionej na osobiste sukcesy rzeczywistości?

Zdecydowanie tak. W naszym kraju mieszka wielu ludzi wrażliwych moralnie i otwartych na bezinteresowną pomoc potrzebującym. Wiele dobra czyni Caritas, ale także trzeba docenić działalność charytatywną wielu innych organizacji. Polacy pomagają naszym Rodakom mieszkającym na terytorium byłego Związku Radzieckiego. Pomagamy także mieszkańcom krajów Bliskiego Wschodu. Myślę, że trzeba to wszystko docenić. Nie należymy jeszcze do grona najbogatszych społeczeństw zachodnich, ale potrafimy dzielić się tym, co posiadamy.

„Cicha noc, święta noc, pokój niesie ludziom wszem…”. W czasie tych świąt wiele mówimy o pokoju, śpiewamy o nim w kolędach, myślimy o nim i modlimy się o niego. Dookoła jednak jest bardzo niespokojnie. Pandemia, kryzys gospodarczy, podziały polityczne, coraz groźniejsza sytuacja geopolityczna, nasze osobiste dramaty. Jak znaleźć dziś w tym wszystkim pokój?

Jeśli to możliwe, warto chociaż przez chwilę poczuć w okresie świątecznym ciszę i pokój własnej duszy. Nie ma jednak co ukrywać, że to masowe i krzykliwe wzywanie do pokoju w okresie bożonarodzeniowym jest grubo przesadzone.

Dlaczego?

Wielu ludzi nie lubi Bożego Narodzenia, ponieważ nie odnajduje się w tym bajkowym klimacie dobroci i miłości, który jest w dużym stopniu fałszywy. Wiele osób jest przecież nieuleczalnie chorych i powoli umiera. Część ludzi w podeszłym wieku żyje samotnie. Coraz więcej par małżeńskich cierpi z powodu bezpłodności i niemożliwości posiadania potomstwa. Wiele małżeństw jest po rozwodzie. W dużej części rodzin chlebem powszednim jest skłócenie, nienawiść, zazdrość. Dlatego od wielu lat podczas świąt Bożego Narodzenia modlę się szczególnie za tych ludzi, którym jest w życiu ciężko. Owszem, cieszę się także z tymi, którzy są w życiu szczęśliwi, ale moje serce bije bardziej po stronie biednych, chorych i samotnych.

 

Rozmawiał Karol Kubicki