Zachód oburza się za każdym razem, gdy islamscy radykałowie dokonują mordów w imię swojej religii. Mało kiedy padają jednak oskarżenia pod adresem samego islamu; mówi się, że ekstremiści wypaczają przesłanie Koranu i nie mają niczego wspólnego z „prawdziwą” mahometańską wiarą. Tak uspokojony, Zachód dalej pieje peany na cześć tolerancji i nie dostrzega rzeczywistego zagrożenia.

A prawdziwym zagrożeniem nie są wcale zamachy terrorystyczne. Muzułmanie nie wysadzą w powietrze wszystkich naszych miast. Nie wierzę też w scenariusze, w myśl których, raz wpuszczeni do Europy, rozmnożą się tak bardzo, że w końcu staną się w społeczeństwie większością i w naturalny sposób zastąpią Europejczyków.

To niepotrzebne, bo muzułmańskim ekstremistom wystarczy skonsolidowana mniejszość i jej antyludzka ideologia. Jej zasadą jest głęboka, szalenie groźna pogarda, jaką radykałowie darzą „niewiernych” – tak chrześcijan, żydów jak i ateistów. Kilka dni temu w internecie opublikowano wykład brytyjskiego (sic) nauczyciela islamu, który przekonywał, że „niewierni” są gorsi niż psy, gorsi nawet niż mrówki i inne robactwo. Dla ekstremistów jesteśmy po prostu prochem, którego życie nie ma żadnej wartości. To nie tylko retoryka. Wymownie świadczą o tym działania Państwa Islamskiego.

Dżihadyści z tej grupy nie są bowiem hordą Mongołów, którzy zaatakowali sąsiednią ludność i dla zabawy jedynie rżną, palą i krzyżują wszystko, co tylko jeszcze żywie. Nie – dżihadyści mordują nie gwoli zwykłej ludzkiej podłości, którą świetnie znamy z dziejów wszystkich barbarzyńskich i cywilizowanych ludów. Dżihadyści mordują w imię ideologii; ideologii, która pozwala im gwałcić i krzyżować małe dzieci, bo to dzieci niewiernych. Ci, co nie wznoszą z pasją okrzyków: Allahu akbar!, to nie ludzie, a robactwo. 

Świetnie znamy z najnowszej historii ideologie, których wyznawcy w taki sam pogardliwy sposób odnosili się do ludzi innych ras czy klas.

Można to wyśmiać, bo muzułmanie to kilka procent zachodnich społeczeństw, a radykałowie – zaledwie promil. W jaki więc sposób mieliby zwyciężyć w demokratycznych wyborach i wprowadzić swoje porządki? Niemożliwe? Wielka jest wiara w liberalną demokrację! Ale liberalna demokracja to nie ustrój dany z nieba. Nikt nie powiedział, że jest wieczny. Kto pod koniec XIX wieku w Rosji spodziewał się, że za dwadzieścia lat nie będzie już cara, krajem będzie rządzić grupa bolszewickich fanatyków, a miliony jej przeciwników wymrą w łagrach? 

Tak samo wyobrażalna jest nagła śmierć demokracji. Rewolucja prowadzona przez gotowych na wszystko fanatyków wobec biernego, wyzutego z wszelkich wartości tłumu pozbawionych wiary w cokolwiek Europejczeków. 

A jak mała, fanatyczna grupa islamskich radykałów poradziłaby sobie z ogromną, bierną grupą niewiernych? Jak mogłaby wpoić im zasady nowego świata? Czy przypadkiem najwygodniej nie byłoby tego dokonać w masowych obozach? Brzmi to jak czysta fantastyka, ale jeszcze kilka lat temu tak samo brzmiało straszenie przed wojną w Europie. Dziś wojna jest już faktem.

Spójrzmy prawdzie w oczy: wpuszczamy do Unii Europejskiej ludzi, którzy w otwarty sposób głoszą zagładę całej naszej kultury. To nie są żarty – i nie możemy biernie patrzeć, jak radykalna grupa kontestatorów cywilizacji chrześcijańskiej i potencjalnych morderców nas wszystkich konsoliduje się i tylko czeka, by wziąć Europę za pysk i wszystko, co ją tworzy, po prostu wyciąć jak rakową narośl. 

Paweł Chmielewski