- Napisałem wtedy  felieton do „Gazety Polskiej” pt. „Nie zamiatać pod dywan”, który został opublikowany 8 listopada 2011 r. gdzie apelowałem do władz kościelnych. Opisałem te sytuacje, ale nie podawałem nazwisk tylko inicjały duchownych. Samobójstwo jest rzeczą szokującą, ale jeżeli kilku księży je popełnia to wymaga zbadania. Niestety władze kościelne nie podjęły wówczas żadnych działań.

 

Już po odejściu bp. Skorca doszło do siódmego samobójstwa duchownego, który był bardzo młody i miał zaledwie 31 lat. Napisałem więc kolejny felieton tydzień temu i znowu zaapelowałem do władz kościelnych o wyjaśnienie. Targnięcie się na życie jest zgorszeniem, czymś szokującym, co rodzi plotki. Trzeba to przeciąć. Taka seria samobójstw duchownych u nas to jest ewenement na skalę europejską.

 

Przekazałem listy tych księży  kardynałowi Stanisławowi Dziwiszowi, bo diecezja tarnowska wchodzi w skład metropolii krakowskiej i kardynał ma możliwość zajęcia się tą sprawą.

 

Czy samobójstwa to efekt obecnej nagonki na księży? Moim zdaniem – nie. W innych diecezjach też są przecież duchowni, a jednak nie ma samobójstw. Diecezji w Polsce jest 45. Pamiętam czasy stanu wojennego czy komunizmu gdy nagonka była o wiele większa. Jest dziś szarpanie duchownych, ale nie są to represje czy prześladowania. W komunizmie wytrzymywano tą presję. Anonimowe wpisy w Internecie nie były tu powodem śmierci, bo wielu z tych księży miało piękną kartę pracy duszpasterskiej. To byli gorliwi kapłani – dodaje ks. Isakowicz-Zaleski.

 

Not. Jarosław Wróblewski