Czy po tylu latach od II wojny światowej możemy skutecznie żądać od Niemców wypłaty reparacji wojennych? Czy takie żądania mają szanse być skuteczne?

Efekty II wojny światowej to m.in. zmiana granic i zrujnowanie obszaru Polski. Polska tracąc Kresy, otrzymała jednocześnie tzw. Ziemie Zachodnie - Śląsk, Pomorze Zachodnie, a także Warmię i Mazury, które były na terytorium III Rzeszy przed wojną.

Straty wojenne były ogromne. Dość powiedzieć, że wysokość strat majątkowych poniesionych względem Niemiec oszacowano na 38% wartości majątku narodowego. Niektóre źródła podają, że ogólne straty względem III Rzeszy - wynikające ze strat majątku narodowego i majątku prywatnego - wynoszą ponad 250 miliardów przedwojennych złotych.

Od początku spotkań tzw. wielkiej trójki, przywódców aliantów w czasie II wojny światowej, podkreślano, że po zakończeniu konfliktu Niemcy zostaną obciążone reparacjami wojennymi. W Umowie poczdamskiej w 1945 roku ustalono, że 50 proc. reparacji przypadnie ZSRR. Mocarstwo zobowiązało się do wydzielenia z tej sumy 15 proc., które miały trafić do znajdującej się w strefie sowieckich wpływów Polsce.

22 sierpnia 1953 r. zawarta została między ZSRR, a NRD umowa dotycząca zamknięcia kwestii reparacyjnych ze strony Niemiec. Umowa zawierała stwierdzenie, że jej postanowienia są uzgadniane z rządem PRL. Dzień później polski rząd złożył oświadczenie, w którym można przeczytać, że „(...) w celu wkładu w uregulowanie problemu niemieckiego i w uznaniu, iż Niemcy w znacznym stopniu uregulowały swe zobowiązania z tytułu odszkodowań wojennych, rząd polski zrzeka się z dniem 1 stycznia 1954 r. spłaty odszkodowań wojennych na rzecz Polski. (...)”. W 1969 roku wydano oficjalny dokument potwierdzający wcześniejsze ustne deklaracje władz PRL. Nie został on jednak nigdy wpisany w Rejestrze Sekretarza Generalnego ONZ. Czy fakt ten otwiera przed naszym państwem drogę do ubiegania się o reparacje wojenne?

Skoro nie została wpisana do rejestru, to nie ma mocy prawnej. Można powiedzieć, że nasza rezygnacja z odszkodowań jest bezskuteczna i niewiążąca, a w związku z tym nie należy się na niej opierać - tłumaczy portalowi Polskiego Radia mec. Adam Matusiewicz, były senator, a obecnie poseł PiS. Mec. Matusiewicz przypomina, iż rząd PRL był narzucony przez Moskwę i nie reprezentował polskich interesów.

"Zarówno NRD jak i PRL były państwami pod protektoratem Moskwy i właściwie wchodziły w skład dużego imperium sowieckiego. Dlatego traktowanie na poważnie umów między tymi państwami wydaje się za niezasadne" - dodaje Matusiewicz.

Politolog Rafał Chwedoruk przestrzega jednak, iż sytuacja jest niestety dla nas skomplikowana: "Umowy poczdamskie przewidywały, że dostaniemy część radzieckich reparacji i w jakimś sensie je otrzymaliśmy, a reszty zrzekliśmy się umową z 1953 roku. Fakt ten komplikuje nam sprawę w przestrzeni prawnej, no chyba, że wskazalibyśmy na kolejne krzywdy, które wtedy nie zostały uwzględnione". Według Chwedoruka słowa Jarosława Kaczyńskiego na temat reparacji wojennych to polityczny "straszak". "Nie sądzę, abyśmy chcieli rzeczywiście wyegzekwować te roszczenia. Nasze stanowisko może jednak ostudzić Niemców. Perspektywa otwierania kolejnego frontu politycznego z pewnością jest nie na rękę rządowi naszych zachodnich sąsiadów" - komentuje Chwedoruk.

Jak będzie ostatecznie? Czy Polska zdecyduje się na "przyciśnięcie" Niemiec w tej sprawie? poseł Marek Ast z PiS tłumaczy: "Prezesowi Kaczyńskiemu nie chodziło o to, że będziemy ubiegali się o odszkodowania i na nowo odgrzebywali pewne sprawy. Podejrzewam, że zależało mu jedynie na tym, aby zwrócić uwagę instytucji europejskich, a szczególnie Niemiec, że nie mają moralnego prawa, aby grozić Polsce odebraniem funduszy unijnych".

krp/Polskie Radio, Fronda.pl