Konfrontacja Bronisława Komorowskiego z Andrzejem Dudą przypominała starcie Dawida z Goliatem. Za Komorowskim stała rządząca od 8 lat partia, służby, potężne lobby biznesowe, media głównego nurtu, będący na państwowym wikcie artyści, naukowcy i rzesza urzędników zatrudnianych przez lata rządów Platformy Obywatelskiej.

Andrzej Duda miał za sobą sprawny sztab oraz spontaniczne działania tych, którzy już mają dość upokarzających dużą część społeczeństwa rządów PO. Jego taktyka – nie wdawania się w konflikty, łagodności i spokoju okazała się skuteczna. Sztabowcy najwyraźniej uznali, że nie warto atakować przeciwnika w czułe punkty np. zadając niewygodne pytania, ponieważ i tak nie uzyska się na nie odpowiedzi.

Polacy zagłosowali także nie tyle za kandydatem PiS, co przeciwko Bronisławowi Komorowskiemu. Przez ostatnią fazę kadencji prezydent obnażył swoje prawdziwe oblicze i z potulnego tatusia z brzuszkiem zaprezentował się jako polityk oderwany od rzeczywistości, wyniosły, momentami agresywny i składający obietnice bez pokrycie. Tego typu metoda sprawowania władzy nie spodobała się i spowodowała, że społeczeństwu spadły łuski z oczu.

Wyborcy wiążą z nowym prezydentem duże nadzieje. Wierzą, że ten przedwyborczy obraz – polityka zrównoważonego, kompetentnego, z dużym eksperckim zapleczem, sprawdzi się w praktyce i doprowadzi do oczekiwanych zmian. Jednak nie ma się co łudzić, samą prezydenturą nic się nie wskóra.

Dlatego przed Andrzejem Dudą stoi fundamentalne zadanie – w jaki sposób doprowadzić do tego, aby Prawo i Sprawiedliwość wygrało jesienne wybory parlamentarne z taką przewagą, aby rządzić samodzielnie. Tylko wówczas będzie można myśleć o przeprowadzeniu oczekiwanych reform politycznych, gospodarczych i społecznych w naszym kraju.

Tomasz Teluk