Pewna grupa polityków, autorytetów i działaczy opozycji, a także sympatyzujących z tym środowiskiem dziennikarzy nie cofnie się przed niczym, aby uderzyć w rząd Prawa i Sprawiedliwości. 

Tym razem wystarczyło tylko jedno zdanie czy może raczej skrót myślowy z wystąpienia premiera Mateusza Morawieckiego podczas spotkania z wyborcami PiS w Sandomierzu. 

"Ja sam negocjowałem przystąpienie do Unii Europejskiej 20 lat temu i doskonale wiem, jak w Unii Europejskiej negocjuje się najlepsze transakcje"- powiedział szef polskiego rządu. Co w tym dziwnego? Dla osób, które znają biografię tego polityka w zasadzie nic. Podobnie jak dla osób, które wiedzą, że "ja sam" znaczy nie tylko "w pojedynkę" (co rzeczywiście byłoby nieco groteskowe), ale też "osobiście". Choć może Morawiecki powinien wyraźniej zaakcentować, w jakim charakterze uczestniczył w tych negocjacjach. 

Mimo wszystko jednak, aby zweryfikować tę informację, wystarczyło dosłownie kilka minut w Google. Ale po co tak się trudzić, skoro można wyśmiać "pisiora", który przypisuje sobie jakieś nadzwyczajne zasługi. 

"Nic pan nie negocjował. Proszę choć poczekać do czasu, kiedy umrę"- napisał były premier Leszek Miller na Twitterze. Również były minister finansów, Leszek Balcerowicz zastanawiał się na tym portalu społecznościowym, "z kim negocjował Morawiecki i co?" Aby się dowiedzieć, wystarczyło zajrzeć na stronę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Znajdziemy tam, w biogramie premiera Morawieckiego, następującą informację: obecny szef polskiego rządu w 1998 r. był  "Zastępcą Dyrektora Departamentu Negocjacji Akcesyjnych w Komitecie Integracji Europejskiej i był członkiem grupy negocjującej przystąpienie Polski do Unii Europejskiej (Bankowość i Finanse)". Takie same informacje znajdziemy na Wikipedii, choć wiadomo, jak to z tym źródłem bywa. 

Mecenas Roman Giertych, niegdyś atakowany i nazywany "faszystą" przez ludzi, którzy teraz uważają go za swój autorytet, również musiał bardziej namęczyć się nad swoim wpisem na Twitterze i Facebooku niż przy wpisywaniu w internetową wyszukiwarkę kilku słów, np. "Morawiecki, negocjacje wejścia do UE". Jak zwykle wolał jednak "być zabawny". 

"PMM oświadczył, że negocjował wstąpienie do UE. Ja zaś wstąpienie do NATO. I podpisałem Traktat Wersalski. Wcześniej pokonałem Turków pod Wiedniem i Chocimiem. Szwedów pod Kircholmem. Zhołdowałem Prusy, zawarłem Pokój w Toruniu, wygrałem pod Grunwaldem, Płowcami i Cedzyną" - napisał na Twitterze prawnik. 

Z kolei dziennikarz "Rzeczpospolitej", Jacek Nizinkiewicz (ten sam, który swego czasu zabłysnął fejkiem na temat zamknięcia dla pacjentów terenu szpitala przy ul. Szaserów w Warszawie, gdzie przebywał wówczas prezes PiS, Jarosław Kaczyński. Zamiast przeprosić, Nizinkiewicz cieszył się, że wywołał wściekłość "prawicowych trolli", co z tego, że wśród tych "trolli" był oficjalny profil Wojskowego Instytutu Medycznego), najwyraźniej nie zrozumiał, co w tym kontekście znaczyły słowa "ja sam negocjowałem". 

"Jeśli M.Morawiecki na podstawie tego, że był współpracownikiem R.Czarneckiego w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej,gdzie opracowywał strategie negocjacyjne pl przystąpienia do UE, mówi: "ja sam negocjowałem przystąpienie PL do UE", to co powiedzieć o zasługach R.Czarneckiego?"- kpił dziennikarz. 

Słowa premiera Morawieckiego, które wywołały rechot opozycji totalnej, padły na spotkaniu wyborczym w Sandomierzu. Prezes Rady Ministrów poruszał wówczas kwestię  pozycji Polski w Unii Europejskiej. 

W dobie internetu, kiedy niemal każdy polityk czy instytucja państwowa ma profil w mediach społecznościowych, a dziennikarze wykonują swoją pracę również w internecie, żaden z uczestników debaty publicznej nie powinien mieć problemów z korzystaniem z wyszukiwarek internetowych. Nic to nie kosztuje, nie zajmie też wiele czasu. Po co jednak aż tak się trudzić, skoro chodzi tylko o to, aby złapać za słowo PiS-owca i go obśmiać, nawet wbrew logice. 

yenn/Twitter, PAP, Fronda.pl