Terlikowski na wstępie pisze: "Nie opluła mnie lama w zoo ani nie podrapał kot w domu. Tymczasem, zdaniem części obrońców zwierząt, musiało mi się coś takiego przytrafić, gdyż po moim tekście w „Plusie Minusie"uznali, że cierpię na antyzwierzęcą fobię, a ta nie bierze się przecież znikąd". Dobrze wiemy co się stało po tym tekście szefa Telewizji Republika. Świat lewicy i lberalnych dekadentów oburzył się na Terlikowskiego, że oto dokonał on ataku na istoty, które mają taką samą wartość jak ludzie. Co więcej, z opini tej krzyczącej i oburzonej mniejszości, można było wywnioskować, że zwierzęta są lepiej traktowane niż ... dzieci!!!! I o tym pisze Tomasz Terlikowski.

"Zacznijmy od debaty publicznej. Jeszcze przed sylwestrem w internecie rozkręciła się wielka akcja przeciw strzelaniu z petard, bo to straszy i krzywdzi biedne czworonogi. I dobrze, że doszło do takiej akcji, bo nie ukrywam, że ja też uważam walenie o północy z petard i używanie innych środków wybuchowych za skandaliczne - zaczyna Terlikowski. Po czym każe nam się zastanowić: "Proszę jednak zadać sobie pytanie, co by się działo, gdyby jako powód protestu podano... dobro i spokojny sen noworodków i niemowlaków? Usłyszelibyśmy o przewrażliwionych rodzicach, którzy chcą dobro swoich bachorów narzucić wszystkim dookoła. A jeśli ktoś nie wierzy, że rzeczywiście by tak było, to niech przeczyta sobie zainicjowaną przez Agnieszkę Kublik serię tekstów w „Gazecie Wyborczej" o pieluszce i restauracji". Jak wiemy pani Kublik wraz ze swoją amerykańską - inaczej polską ale mieszkającą w USA na stałe koleżanką, zostały mocno dotknięte w jednej restauracji, gdyż pewna mama przewinęła pieluszkę swemu dziecku. To wywołało oburzenie, wstręt może coś więcej we wnętrzu pani Kublik i jej koleżanki, że postanowiła o tym napisać, rozgłosić co spotkało się raczej z kpiną niż z powagą. Nawet Marcin Meller w pewnej śniadaniówce, nie mógł znieść tej głupoty pani Kublik.

Ale wracając do tego co pisze Terlikowski. Uważa on, że "poziom niechęci do dzieci i ich rodziców, którzy wszędzie ciągają ze sobą swoje pociechy, sięga w nim zenitu. Czy Kublik i jej amerykańska przyjaciółka odważyłyby się napisać tekst o tym, że mają dość właścicieli psów ciągających je ze sobą na spacery, i niezważających na to, że ich pupile robią „niespodzianki", gdzie popadnie, a także właścicieli kotów sikających do piaskownic? Nie słyszałem też nigdy wyliczeń, ile to kosztować ma nas utrzymanie jednego psa, za to o tym, ile kosztują dzieci, i jak to jest ich dużo, słyszę nieustannie. Ale przejdźmy jeszcze do prawa. Kilka dni temu media poinformowały o tym, że kobiecie, która prowadziła organizację opieki nad zwierzętami, 
i która doprowadziła do śmierci kilku psów, grozi do ośmiu lat więzienia. 
I znowu trudno nie przypomnieć, 
że za nielegalną aborcję do 
24. tygodnia ciąży (a to oznacza 
za zabicie człowieka na takim etapie rozwoju) grozi lekarzowi w Polsce do... trzech lat więzienia. Zamęczenie psa jest zatem zbrodnią większą niż zamęczenie człowieka. I to mówi wszystko o podwójnych standardach". Mocne ale jakże celne.

Na koniec Terlikowski pyta: "Czy wynika z tego, że mamy męczyć zwierzęta? Broń Panie Boże. Oznacza to tylko tyle, że najpierw i poważniej powinniśmy zatroszczyć się o ludzi, a dopiero potem o zwierzęta". Konkretnie i na temat, no i oczywiście ponownie czekamy na replikę ze strony tych, którzy życie psa przedkładają nad życie dziecka. Co najgorsze, tacy ludzie istnieją!

oprac. Philo

Źródło: Rzeczpospolita