Tomasz Teluk

Szef Komisji Europejskiej, przed wyborami do Europarlamentu w maju 2019 r., realizuje kolejny projekt „pod publiczkę”. Europejska Strategia wobec Plastiku, zmierzająca do wyeliminowania produktów jednorazowego użytku i ograniczenia używania innych wyrobów z tworzyw sztucznych, uderzy także w Polskę.

Liberalno-lewicowa europejska opinia publiczna przyklaśnie każdemu projektowi biurokratów, który jest motywowany ekologią. Podobnie strategia odnośnie plastiku jest uzasadniana obywatelską odpowiedzialnością za czystość wód i oceanów. Unia Europejska podpiera się przy tym własnymi badaniami, z których wynika, że większość Europejczyków jest bardzo zatroskanych tym, w jaki sposób wyroby z tworzyw sztucznych oddziaływują na środowisko naturalne oraz ich zdrowie.

W myśl forsowanych przepisów z rynku mają zniknąć najpopularniejsze produkty jednorazowego użytku, takie jak plastikowe naczynia, sztućce, patyczki do uszu, balonów, mieszadełka, pojemniki na żywność i słodycze. Ograniczone ma zostać użycie artykułów higienicznych, balonów, filtrów, toreb i butelek PET. Na kraje, które nie będą wywiązywały się z „celów recyklingowych”, a także na producentów, zostaną nałożone nowe podatki i opłaty, mające zrekompensować ich negatywny wpływ na środowisko.

To oficjalnie, lecz co się za tym kryje? Od 2018 r. Chiny zakazały sprowadzania do siebie plastikowych śmieci. Unia Europejska, a szczególnie Niemcy, były uzależnione od tego procederu. Gdy kierunek azjatycki został uszczelniony, niektóre transporty przekierowano do Polski - stąd tak spektakularnie płonące wysypiska w wielu regionach kraju. Gdy brak spalarni - importerzy radzą sobie jak mogą.

Warto zwrócić uwagę na dwa fakty. Po pierwsze problem zanieczyszczenia środowiska naturalnego plastikami jest problemem Azji. W pierwszej dwudziestce najbardziej zabrudzonych krajów świata takimi odpadami 12 to kraje azjatyckie, a wśród nich Chiny, Indonezja, Filipiny, Wietnam, Sri Lanka, Tajlandia, Malezja, Bangladesz, Indie, Pakistan, czy Korea Północna. Jak nietrudno zauważyć jest to więc problem biedy, zacofania, prymitywnych warunków infrastrukturalnych i niskiej kultury ekologicznej tych krajów.

Tymczasem będą za to płacili konsumenci i przedsiębiorcy z naszego kraju. Wśród firm bezpośrednio odpowiedzialnych za tę sytuację trudno szukać przedsiębiorstw z Polski, a nawet Unii Europejskiej. Niemniej właśnie taka jest logika biurokratów z Brukseli - za wszystkie nieszczęścia świata odpowiedzialny jest kapitalizm, a nie - jak mogłoby się wydawać - nieudolne państwa nie potrafiące zarządzać zasobami komunalnymi.

Przemysł chemiczny w Polsce, w tym produkcja opakowań i produktów jednorazowego użytku jest jedną z wiodących branż w kraju. Daje pracę ponad 300 tys. zatrudnionych, dynamicznie rozwija się i z powodzeniem konkuruje na rynkach międzynarodowych. Dlatego wszyscy odczujemy skutki unijnych regulacji. Sytuację mogliśmy przecież już przetestować na drożejących, a kiedyś darmowych, supermarketowych jednorazówkach.

Autor jest prezesem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)