Kolejne buńczuczne wypowiedzi środowiska sędziowskiego mogą sugerować, że władzę czeka ostry konflikt z tymi, którzy dotychczas czuli się bezkarnie.

 

Ostatnie dni to lawina negatywnych informacji na temat środowiska sędziowskiego. Skandaliczne wyroki - przyznawanie odszkodowania gangsterom albo wypuszczanie ich z aresztu za śmiesznie niskie poręczenia, to w zasadzie codzienność, o której mówiło się, ale z tego mówienia niewiele wynikało.

Naturalnie, jest to robienie gruntu pod reformę wymiaru sprawiedliwości przez Zbigniewa Ziobrę, ale trzeba przyznać, że resort był z poprzednią władzą w doskonałej komitywie i obie strony jadły sobie z ręki. W wielu miejscowościach lokalni samorządowcy, biznesmeni, sędziowie i prokuratorzy stworzyli bezpieczne układy, gwarantujące im bezkarność i ochronę interesów. Trudno będzie rozbić te siatki wzajemnych uzależnień.

Oczywiście niesprawiedliwe byłoby stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. Znam wielu sędziów i  prawników o bardzo wysokim poziomie etycznym, kierujących się w swojej pracy wyłącznie sumieniem i obowiązującym prawem. Dlatego reforma wymiaru sprawiedliwości nie powinna oznaczać upolitycznienia resortu, czy wywrócenia go do góry nogami, bazując na jednoznacznie negatywnej ocenie.

Trudno jednak nie przyznać, że szczególnie najwyżej ulokowani w hierarchii mają zbyt dużo do stracenia, aby łatwo się poddać. W przypływie szczerości wyraziła to na Nadzwyczajnym Kongresie Sędziów Polskich, sędzina Naczelnego Sądu Administracyjnego Irena Kamińska: „Całe życie broniłam sędziów. Uważam, że to jest zupełnie nadzwyczajna kasta ludzi i myślę, że damy radę”.

Zdumiewa także opinia prezes Sądu Najwyższego, prof. Małgorzaty Gersdorf, że sędziowie nie muszą ujawniać wydatków z służbowych kart kredytowych, gdyż stanowiłoby to… złamanie przysięgi sędziego i niedochowanie tajemnicy bankowej. Trudno przejść spokojnie obok takiej nonszalancji, bowiem NSA stwierdził, że wydatki sędziów to informacja publiczna.

Sędziowie znani z ogłaszania głośnych wyroków nie chcą jednak ujawnić ile wydali i za co płacili kartami fundowanymi z naszych podatków. Można więc mniemać, że mają wiele do ukrycia. Czyżby przedstawiciele nadzwyczajnej kasty przyzwyczaili się do wystawnego trybu życia i nie chcą odpowiedzieć przed obywatelami na co wydają ich pieniądze? Co na to obrońcy demokracji w Polsce?

Tomasz Teluk