Pamiętają państwo, jak tuż przed wakacjami setki tysięcy ton nieczystości trafiło do Zatoki Gdańskiej? Groziło to zamknięciem plaż, a smród było czuć na kilometry. Taki wypadek nie powinien się zdarzyć, a jednak zaniedbania doprowadziły do tego, iż kampania wyborcza w Trójmieście zaczęła się od debaty na temat szkodliwości szamba w morzu. To mógł być gwóźdź do trumny obecnego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. W połączeniu z innymi sprawami aferalnymi poparcie Adamowicza to dla PO ogromne ryzyko. Postawili na młodego Wałęsę i kompletnie przegrali. Ich kandydat nie dostał się nawet do drugiej tury. Symbolicznie pokazało to, co jest prawdziwą siłą w Trójmieście: nie sama PO, bo to tylko kolejne ubranko, lecz miejscowe układy polityczno-biznesowe. Nie pokona ich ani Platforma, ani nawet nazwisko Wałęsy. Te układy o charakterze półmafijnym promieniują poza Gdańsk. Do tej pory nie było na nie silnego. Teraz pojawiło się poważne pęknięcie. Dobry wynik Kacpra Płażyńskiego daje nadzieję, że układ trójmiejski nie musi trwać wiecznie. Wszystko zależy od mobilizacji i tego, jak ten wynik zagospodarować.

W Krakowie nie zdarzył się żaden wypadek. Mimo to powietrze jest tam takie, jakby do katastrof ekologicznych dochodziło codziennie. W zasadzie bez maseczki na twarzy nie powinno się wypuszczać dzieci na ulicę. Trudno przeliczyć ilość zawałów czy ciężkich chorób płuc spowodowanych zapyleniem. Co ma z tym wspólnego urząd miasta? Bardzo wiele. Zabudowano arterie wylotowe, które miały przewietrzać miasto. Wydając zezwolenia na budowę, należy patrzeć nie tylko na zysk, lecz także na konsekwencje środowiskowe. A tych w ogóle nie przewidziano. Chyba że to zrobiono, co czyni całą sprawę jeszcze ciekawszą. Pomijam brak skutecznego programu miejskiego walki ze smogiem. Kiedy sprawę smogu wytknął dzisiejszemu prezydentowi miasta Jackowi Majchrowskiemu sam premier Mateusz Morawiecki, Majchrowski podał go do sądu. Słusznie założył, że sądy mogą wszystko i po ich wyroku problem szkodliwego dymu zniknie. Na szczęście tym razem krakowski smog nie schował się za togą. Krakusi czy gdańszczanie mają dosyć wyraźny wybór: młodzi, prężni prawnicy przeciwko starym, śmierdzącym (dosłownie) układom. Trochę szczęścia ma też Nowy Sącz, gdzie startuje Iwona Mularczyk, albo Radom, gdzie jest spora szansa na wygraną Wojciecha Skurkiewicza. Ciekawa sytuacja jest też w Szczecinie (proszę mi wybaczyć, że nie wymienię wszystkich miast, w których odbędzie się II tura, ale nie jest to możliwe).

W Polsce o wyniku wyborczym decyduje kilka rzeczy, ale kluczowa jest mobilizacja. Kto umie zmobilizować swoich wyborców, wygrywa. Najlepiej mobilizować samemu. Zadzwonić do przyjaciół, kolegów, zaprosić na kawę. Aktywniejszym dać kilka ulotek do rozwieszenia. Wszelkie niekoniecznie konwencjonalne pomysły dają efekty. Problemem często są oczywiście same sztaby czy politycy, którzy wierzą, że dobre wyniki to efekt jakiejś genialnej strategii albo nadprzyrodzonych cech kandydatów. Niemal nigdy tak nie jest. Tylko wielka aktywność społeczna, umiejętność poruszenia ludzi, którzy poświęcą swój czas i zaangażowanie, przynoszą efekty. Oczywiście trzeba to robić tak, by nie zmobilizować przeciwnika. Ale kluczem jest właśnie mobilizacja.

Tomasz Sakiewicz

Gazeta Polska 31 X 2018