Przy okazji Smoleńska użyto chyba wszystkich możliwych metod propagandy, by zatrzeć i ośmieszyć prawdę. Wykorzystano do tego nie tylko dziennikarzy mediów III RP, lecz także bardzo wielu z tych podających się za prawicowych, a często nawet ultraprawicowych.

Nie oznacza to, że wszyscy robili to celowo. Część stała się ofiarą świadomej manipulacji, część beznamiętnie dostosowywała się do głównego nurtu. Chcę tu wyraźnie powiedzieć, że nigdy nie miałem pretensji do takich ludzi jak Paweł Lisicki, którzy nie byli w stanie uwierzyć w teorię zamachu, ale mimo to pozwalali pisać dziennikarzom inaczej myślącym.

Pretensję mam do tych, którzy świadomie cenzurowali informacje i manipulowali faktami. W sprawie Smoleńska można wyróżnić trzy widoczne frakcje kłamców, z tego dwie działały i działają po prawej stronie. Pierwsza to grupa przyjmujących bezkrytycznie wersję MAK-u i Millera, czyli głównie TVN, „Gazeta Wyborcza”, media głównego nurtu. Druga: radykalna. Składała się przede wszystkim z tzw. niepisowskiej prawicy. Są to często ludzie podający się za narodowców, pomieszani z agenturą dawnych wojskowych służb informacyjnych. Produkowali najbardziej absurdalne teorie ośmieszające wszystkich, którzy chcieli dojść do prawdy. Jeden z takich domysłów mówił o podmianie samolotu i wywiezieniu pasażerów. Trzecia frakcja to „rozsądna prawica”. Ta była i jest tak naprawdę najbardziej niebezpieczna. Po 10.04.2010 r. znaczna część dziennikarzy z tej grupy zamieszana była w cenzurowanie informacji w mediach pokazujących możliwość zamachu oraz ogromne nieprawidłowości w śledztwie. Dopiero po wielu miesiącach, a nawet latach, kiedy okazało się, że nie dało się zamilczeć wątpliwości wokół tragedii, ochoczo przystąpili oni do „smoleńskiej sekty”, przebijając czasem nawet „Gazetę Polską”.

Jedno nigdy się nie zmieniało: ataki na nas i podgryzanie Antoniego Macierewicza. Nie chcę teraz rozstrzygać, dlaczego to robili i robią. Zazdrość, konkurencja, agentura, wyrzuty sumienia (wymieniam od najbardziej prawdopodobnych)? Ważne, że dalej mieszają ludziom w głowach i skłócają prowadzących śledztwo, a także ich bazę polityczną. Są w różnych miejscach, w prywatnych i publicznych mediach, ale działają dosyć solidarnie. Dla mnie to najlepszy dowód, że przypadku tu nie ma.

Tomasz Sakiewicz

Gazeta Polska 19 IV 2017