Zacznę od stałej prośby do Pana Boga, żeby Jarosławowi Kaczyńskiemu dał jak najlepsze zdrowie i najdłuższe życie. Nie widzę w tej chwili i w najbliższych miesiącach możliwości, by nawet częściowo ktoś go mógł zastąpić. Dostrzegam za to już podchody pod nowych następców. Są one momentami niezwykle brutalne i często odbywają się kosztem interesu państwa. Sama walka polityczna, chęć wybicia się i zrobienia kariery jest czymś normalnym. Jednak PiS dlatego zyskał nasze zaufanie, bo wierzymy, że ludzie tej partii potrafią się ograniczyć dla dobra wspólnego. I tak ma zresztą  zdecydowana większość polityków obozu władzy. Dużo jest jednak przypadków odwrotnych, a standardy nie zawsze są wysokie. Jest tam trochę cyników i jak wszędzie trafiają się łobuzy. Póki obowiązują jakieś normy, które wymuszają reakcję partii, nie robiłbym z tego większego problemu. Jest jednak kilka rzeczy, które mną wstrząsnęły.

Pierwsza z nich to już niemal nieukrywana pogarda do elektoratu smoleńskiego i niepodległościowego ze strony robiących szybką karierę, młodych, ambitnych działaczy i trochę starszych, ale też nowych w polityce i biznesie. Sam tego parę razy doświadczyłem, a członkowie klubów „Gazety Polskiej” wielokrotnie. Nie widzę powodu, żeby to dłużej ukrywać i pewnie dla samego kierownictwa PiS-u byłoby to szokiem, gdyby dowiedziało się, o kogo chodzi i jaka jest skala problemu.

Wszystko to jest opakowywane albo hasłami, że elektorat smoleński jest od Macierewicza i trzeba na niego uważać, albo obraźliwymi stwierdzeniami, jakie były używane w 2010 r. To prawda, że w tym elektoracie Antoni Macierewicz jest szanowany i wspierany. Ale właśnie przede wszystkim dla nich przywódcą PiS jest Jarosław Kaczyński. Próby rozbijania tego tandemu działają niezwykle demotywująco i pewnie są jedną z przyczyn spadku sondażowego. A nawet gdyby nie były, to i tak zniechęcenie tych ludzi fatalnie wpłynie na aktywność wyborców. Mam wrażenie, że ta bardzo oczywista prawda nie jest w ogóle rozumiana przez elity partyjne i – szerzej – obozu władzy, które w walce o swoją karierę gaszą entuzjazm dobrej zmiany. Wagę zaufania tej części elektoratu powinni rozumieć i liderzy PiS-u, i Macierewicz. I wspólnie szukać dobrych rozwiązań.

Drugą rzeczą, jaka mną wstrząsnęła, jest to, co dzieje się ze smoleńskim śledztwem. Ja naprawdę nie rozumiem, jak mogło dojść do tego, że niezaakceptowani przez polskie służby specjalne proputinowscy eksperci mogli pojawić się w mediach jako eksperci prokuratury. Kto ich zwerbował, jaki ma cel i jak sobie wyobraża finał tego śledztwa? Już sam fakt ich pojawienia się jest potwornym policzkiem dla wszystkich, którzy mieli odwagę szukać prawdy. Jak mamy zaufać tym, którzy ich tu ściągnęli?

Ostatnia sprawa to kwestia bezpieczeństwa Polski. W PiS-ie pojawia się coraz więcej osób, dla których USA jest podejrzaną organizacją masońską, a konflikt z Izraelem – dobrym pomysłem na politykę zagraniczną. Nie możemy pozwolić, by sojusznicy weszli nam na głowę, ale nie wolno też uprawiać polityki pod wpływem „słowiańskich” przyjaciół Moskwy. Wedle mojej wiedzy, wchodzą oni do różnych frakcji obozu władzy, również jako posłowie, a czasem wysokiej rangi urzędnicy państwowi. Mają niestety też wpływ na zwykłych wyborców, media i innych posłów.

Tomasz Sakiewicz

Gazeta Polska nr 15/2018, 11 IV 2018