Niemal wszystkie polskie partie okazały się efemerydami. Większość z nich albo zniknęła ze sceny politycznej, albo zmarginalizowała się. Gdzie są Ruch Palikota, Liga Polskich Rodzin, Unia Wolności, SLD czy Samoobrona? Zniknęły ZChN, KLD i KPN, a właśnie ginie z oczu Nowoczesna. Pewnie bardzo trwałe nie będzie też ugrupowanie Kukiza. Swoiste życie po życiu przeżywa PC, którego większość działaczy znalazła się w PiS, ale i PC przeszło swoją śmierć kliniczną.

Zdolność do przetrwania powyżej 15 lat miały trzy partie – PSL, PO i PiS. Z czego ta ostatnia przeżyła najmniejsze zmiany. Długo jako liczący się podmiot trwało SLD, ale chyba teraz może być już wyłącznie niszą. Warto pochylić się nad tymi przykładami. Naturalnym zapleczem postkomunistów było PZPR. Póki w życiu publicznym liczył się stary, partyjny beton, mieli z czego korzystać, zarówno jeżeli chodzi o elektorat, jak i o środki finansowe. Kilkanaście lat temu napisałem w „Gazecie Polskiej” swoje przewidywania, że postkomuniści nie zdominują już żadnego rządu po 2005 roku. Wtedy niepodzielnie rządzili i wszyscy uznali to za science fiction. Minęły dwa lata i okazało się to prawdą. Od 2005 roku nie udało im się nawet współrządzić, a nazwa SLD zaczyna być coraz mniej dla Polaków rozpoznawalna. Dzisiaj więcej postkomunistów kręci się wokół PO niż partii lewicowych. Dlaczego tak się stało?

Bardzo silne zaplecze partyjnych „dołów” zaczęło powoli wymierać. W latach 90. ich zaplecze stanowili ci, którzy zapisywali się do partii jeszcze w drugiej połowie lat 40., a potem w latach 50., 60. i pierwszej połowie lat 70. To byli ludzie, których system komunistyczny uwiódł i spędzili w nim większość życia. Późniejsi partyjniacy na ogół słabo „wierzyli” w komunizm. Opieranie się więc na czerwonym betonie miało sens dopóty, dopóki on jako tako funkcjonował. Potem po prostu byli to ludzie coraz starsi albo umarli. Partii w oparciu o postkomunistów odtworzyć już się nie da. Interesy grup, które się z nimi związały, przejęły dwa ugrupowania – PSL i Platforma Obywatelska.

Obydwa znalazły sobie miejsce w szerszym elektoracie i dlatego funkcjonują. PO przekonała do siebie sporą grupę Polaków o nastawieniu liberalno-lewicowym, a PSL stało się związkiem zawodowym rolników. PiS miał dokładnie odwrotne korzenie, czyli nawiązywał do twardego jądra Solidarności, co ułatwiło mu przejęcie elektoratu patriotycznego i socjalnego. Wszystkim trzem ugrupowaniom dawało to solidne podstawy do trwania. Najbardziej zagrożony jest PSL, bo ilość rolników w Polsce się zmniejsza, a sama oferta PiS-u jest po prostu lepsza dla mieszkańców wsi. Oligarchia PSL-owska, wcześniej czy później, zostanie wessana przez PO lub jego emanacje, a elektorat raczej pójdzie do PiS-u. Czy jest więc jeszcze miejsce na pozyskanie jakiegoś elektoratu?

Kierunek liberalno-lewicowy PO powoduje, że ludzie, którzy cenią sobie wolne zawody, biznes, ciężką pracę, ale jednocześnie mają konserwatywne poglądy, nie chcą na tę partię głosować. Jednak choć PiS kusił ich patriotyzmem i normalnością w sprawach etyczno-społecznych, nie miał dla nich propozycji gospodarczej. Do niedawna tych ludzi było zbyt mało, by ktoś mógł utworzyć na ich bazie jakąś partię. Bardzo skutecznie odstraszył ich od takich pomysłów swoim radykalizmem Janusz Korwin-Mikke. Na szczęście dla PiS nie ma dzisiaj nikogo, kto mógłby ich porwać. Ale to nie znaczy, że oni automatycznie na PiS zagłosują. Od dawna radzę tej partii, by tworzyła trzecią nogę wolnościową czy też może republikańską.

Wolność słowa, obniżenie nakładów na pracę, zmniejszanie biurokracji nie jest sprzeczne ani z polityką historyczną, ani też nawet z szeroką akcją socjalną wobec rodzin. Oczywiście przesadne rozdawnictwo pieniędzy zmusza do podnoszenia podatków, ale w Polsce więcej kradli bogaci niż rozdawano biednym. Było więc na czym zaoszczędzić, by pomóc rodzinom. 

Patrzę na wyniki wyborcze w dużych miastach i obawiam się, by PiS za kilka, kilkanaście lat nie podzielił losu postkomunistów. Pokolenie Solidarności jest około trzydziestu lat młodsze od pokolenia postkomunistów, ale czas mija szybko. Sygnał ostrzegawczy był już w wyborach samorządowych. Należy pamiętać, że również PO uszczknęło spory kawałek elektoratu solidarnościowego. Trzeba trwałych, a nie tylko historycznych podstaw funkcjonowania partii. PiS musi iść w kierunku konserwatywnej chadecji albo republikanów z „ludzką twarzą”.

Nie wolno rezygnować z tworzących partię idei, tego się nigdy nie wybacza. Trzeba jednak pozyskiwać rosnący elektorat bogatego mieszczaństwa. To ludzie o poglądach w wielu sprawach bliskich PiS-owi. Mogą udzielić poparcia, ale wtedy, gdy będzie się rozumieć ich potrzeby ekonomiczne i intelektualne. Te – jak zauważył, zresztą słusznie, lider PiS – będą rosły coraz szybciej. 

Tomasz Sakiewicz

Gazeta Polska nr 50, 12 XII 2018