Dzisiaj Polska dogoniła biedniejsze kraje Europy Zachodniej i Południowej. Mamy poziom życia wyższy niż Grecy i zbliżony do Portugalczyków. Kwestią kilku lat jest dogonienie Włochów. Nasza dynamika rozwoju gospodarczego jest trzy-, czterokrotnie wyższa niż w tych państwach. W Niemczech przewiduje się obecnie minimalny wzrost gospodarczy. W Polsce może on być nawet sześciokrotnie wyższy. Nie zmienia to faktu, że mamy jeszcze sporo do nadrobienia. Gospodarka Rosji od lat znajduje się w stagnacji albo wzroście minimalnym. Nie pozwala to Kremlowi na finansowanie jednocześnie rozwoju armii i wielkich wydatków socjalnych. Trzeba pamiętać, że Rosja ma zawsze pewien dodatkowy podatek wynikający z gigantycznej korupcji i bałaganu. Zaczną się więc pewnie cięcia wydatków. Jednocześnie nasza armia jest najszybciej rosnącą w siłę formacją militarną w regionie. Można powiedzieć, że powinna nas czekać przyszłość niemal świetlana. Tak niestety nie jest. Polska jest na tyle silna i bogata, by wzbudzać zainteresowanie zarówno wrogów, jak i przyjaciół, i na tyle słaba, by sama się nie obronić. Nie chodzi tu tylko o zagrożenia militarne, bo one oczywiście istnieją. Wyrównanie potencjałów militarnych Rosji i Polski, o ile to w ogóle możliwe, to kwestia co najmniej pokolenia. Zagrożenia, których obecnie doświadczamy, mają charakter dużo bardziej subtelny. Dominujące państwa UE pod płaszczykiem wartości europejskich za wszelką cenę próbują ograniczyć nasz wzrost. Chcą mieć w Polsce wielki rynek zbytu, ale uniknąć z naszej strony silnej konkurencji ekonomicznej i politycznej. Nierównowaga wzrostu Polski, Niemiec i Francji

prowokuje te kraje do coraz bardziej agresywnych działań. Za cztery lata nasz kraj może stać się płatnikiem netto w UE i to Unia przyjdzie do nas po prośbie. Jedynym straszakiem byłoby wtedy ograniczenie dostępu do rynku. Ale jest to broń obosieczna, zresztą polski rynek za cztery lata będzie co najmniej 20 procent większy. Polska może go jeszcze dodatkowo powiększyć siecią powiązań gospodarczych z USA, Ukrainą, Kazachstanem itd. Co UE zostanie wtedy w ręku? Obsada stanowisk w unijnych instytucjach? Słabe. Realnie decydują możliwości gospodarcze kraju i potencjalni sojusznicy. A co w okresie przejściowym? Jak przetrwać te cztery lata do względnego wyrównania potencjałów? Na razie mamy asa w rękawie, jakim jest sojusz z USA. Do końca przyszłego roku (wybory prezydenckie w USA) nic nie powinno tu się zmienić, potem zobaczymy. Tak czy inaczej Polska ma względnie dobrą koniunkturę polityczną jeszcze przez półtora roku i ten okres trzeba mocno wykorzystać. Można to zrobić jedynie, utrzymując obecną ekipę przy władzy. Nasza armia osiągnie minimum niezbędne do obrony gdzieś za dwa–trzy lata. Gospodarka dojdzie do poziomu, przy którym trudno będzie nam wejść na głowę, jeszcze później.

Co z tego wynika? Nie mamy ani sekundy do stracenia. Wysiłki, które przyniosły tak ogromne sukcesy, trzeba jeszcze zwiększyć. Dostaliśmy swoje okienko w historii i nigdy sobie nie wybaczymy, jeżeli tę szansę zmarnujemy. Najbliższe tygodnie będą kluczowe dla rozdania kart na naszej scenie politycznej i zróbmy wszystko, by to rozdanie umożliwiło zrealizowanie polskiej szansy, takiej, jakiej nie mieliśmy od trzech wieków.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta Polska" nr. 28; data: 10.07.2019.