Pisząc ten komentarz, kieruję się danymi exit poll, ale myślę, że wiele już się nie zmieni. Jeżeli zjednoczona opozycja liczyła, że nagłośnienie sprawy pedofilii w Kościele coś pomoże, to się przeliczyła. Jej wynik jest gorszy niż ten, który pięć lat temu uzyskały partie tworzące dziś Koalicję Europejską. Podobnie wynik Konfederacji jest słabszy niż Korwin-Mikkego w 2014 roku. Wyraźnie lepiej jest jedynie w przypadku PiS-u.

Pomysł Moskwy, by stworzyć w Polsce własne ugrupowanie w oparciu o awanturę Polaków z Żydami, na razie się nie udał. Pozostaje im drugi cel: doprowadzenie do takiej sytuacji, by sprawy polsko-żydowskie weszły do agendy rozmów z USA, szczególnie przy okazji negocjacji na temat amerykańskiej obecności wojskowej nad Wisłą. Czekają nas przy tym prowokacje ze strony ludzi ubranych w biało-czerwone barwy i mających na ustach wiele słów o jak największej miłości do Polski. Tak wyglądają w naszej wersji „zielone ludziki”.

Postawy Polaków są zgodne z realnym podziałem w społeczeństwie. Nie przebiega on według kryteriów merytorycznych czy programowych, lecz dzieli na tych, którzy popierają PiS, i tych, którzy go nienawidzą. Problemem opozycji jest to, że liczba ludzi opowiadających się za Prawem i Sprawiedliwością realnie rośnie. Wybaczają partii rządzącej drobne potknięcia, bo generalnie sytuacja większości ludzi się poprawia. PiS przekonał do siebie ponad 40 procent Polaków, a to oznacza, że może grać w wyborach parlamentarnych o większość konstytucyjną.

Wybory do parlamentu europejskiego były dla PiS-u najtrudniejsze. Elektorat tej partii nie chce chodzić na te głosowania. Tym razem jednak się zmobilizował i śmiem twierdzić, że przyczyniła się do tego brudna kampania opozycji, która filmem braci Sekielskich wywijała jak maczugą, często na oślep i niesprawiedliwie.

Marsz Konfederacji, wspieranej przez putinowskie media, załamał się, gdy PiS realnie zajął się problemem. Były sondaże, które dawały jej tydzień przed wyborami nawet 10 procent i ten wynik, moim zdaniem, był absolutnie realny. Poziom emocji wywołany bredniami tej prorosyjskiej partii sięgnął zenitu i dzięki temu Konfederacja wsysała ludzi młodych, niemających doświadczenia z tego typu „magikami”.

Ataki na premiera Mateusza Morawieckiego, a wcześniej na Jarosława Kaczyńskiego, nic nie dały. Nie mobilizuje to elektoratu liberalno-lewicowego i nie demobilizuje prawicowego. Zresztą byłem pewny takiego wyniku, jeżeli chodzi o brudną kampanię, i patrzyłem spokojnie na te fajerwerki. Premier uczciwie zapracował na wynik PiS-u, ale nie można niedocenić niesamowitej końcówki Jarosława Kaczyńskiego. Przez ostatnie kilka dni tej kampanii widziałem na czele prawicy prawdziwego przywódcę, który nie owija w bawełnę i mobilizuje ludzi.

Docenić też trzeba stworzenie wizerunkowego tandemu Morawiecki–Szydło, a jak wiadomo, chemii między nimi nigdy nie było. Ich zachowanie w tej kampanii świadczy o dużej dojrzałości.

Dojrzałość wykazali też w rozwiązywaniu podpalanych przed wyborami kryzysów społecznych, szczególnie protestu nauczycieli.

Podzielę się jeszcze jedną refleksją: uważam, że gdyby wybory odbyły się tydzień wcześniej, PiS by je nieznacznie przegrał. Miał doskonałą końcówkę, a w opozycji realnie zabrakło pokory i przywództwa.

Na koniec trzeba powiedzieć jeszcze jedno: opozycji nie pomogły wizyty „rewizorów” z Brukseli. Być może nawet jej to zaszkodziło. Jesteśmy narodem bardzo suwerennym, mamy swoje zdanie.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta polska" nr. 22; data: 29.05.2019.