Srodze zawiedzeni muszą być ci, którzy oczekiwali od papieża Franciszka rewolucji. Trwająca dwa lata debata na temat rodziny w świecie współczesnym, która w istocie sprowadzała się do dyskusji o komunii dla osób rozwiedzionych czy żyjących w związkach homoseksualnych i miała – zdaniem części mediów oraz kilku wpływowych hierarchów (np. kard. Waltera Kaspera) – doprowadzić do zmian w nauczaniu Kościoła, okazała się burzą w szklance wody.

Opublikowana w piątek 8 kwietnia adhortacja apostolska Franciszka „Amoris laetitia" (Radość miłości), będąca podsumowaniem dwóch synodów o rodzinie, żadnych zmian doktrynalnych nie przynosi. Franciszek podkreśla z pełną mocą nierozerwalność sakramentu małżeństwa, mówi wyraźnie, że rodziną jest tylko związek kobiety i mężczyzny, potępia aborcję oraz eutanazję. Można ją streścić w trzech słowach: towarzyszyć, rozeznawać, integrować. Zresztą mniej więcej w ten sposób papież zatytułował jeden z rozdziałów tego dokumentu. 

Ale ten dokument w wielu aspektach mimo wszystko jest rewolucyjny. Tę rewolucję widać przede wszystkim w stylu papieskiej adhortacji. Miliony katolików z całego świata dostały bowiem do ręki esej o miłości. Z przepiękną wykładnią tzw. hymnu o miłości, który w Liście do Koryntian zapisał św. Paweł. W dodatku esej Franciszka napisany jest bardzo przystępnym i zrozumiałym językiem. Doskonale oddający realizm współczesnego świata, w którym przyszło nam żyć. Z całą mocą jawi się w nim przede wszystkim papież duszpasterz, który widzi problemy poszczególnych ludzi, rodzin, krzywdzonych dzieci. Można stwierdzić, że jest to wręcz szczegółowa analiza oparta na osobistym doświadczeniu Franciszka. Z pewnością każdy kto ma rodzinę zauważy, że spostrzeżenia papieża odnoszą się również do niego!

Co zrozumiałe największym zainteresowaniem tej składającej się z dziewięciu rozdziałów adhortacji cieszy się rozdział ósmy. To właśnie w nim papież analizuje problemy tzw. małżeństw nieregularnych i mówi, że każdy przypadek takiego związku jest inny. Szczególny. Ten rozdział wywołuje emocje i spekulacje. I to właśnie ten rozdział może – choć nie musi – wywołać jakiś zamęt w Kościele.  Już przecież pojawiły się wykluczające się wzajemnie interpretacje. Zdaniem części hierarchów (m.in. polskich) papież nie zezwolił na komunię dla rozwodników, ale opinia biskupów niemieckich jest w tej kwestii inna. Podobnie jest z mediami. Niektóre okrzyknęły, że papież otworzył drzwi dla rozwodników, inne zachowują daleko posuniętą powściągliwość. Przyznaję, że i ja mam podobne obawy jakie sygnalizuje część komentatorów, że może pojawić się niebezpieczeństwo, iż osoby żyjące w ponownych związkach inaczej będą traktowane np. w polskich Słubicach, a inaczej w niemieckim Frankfurcie nad Odrą. W Polsce do komunii nie pójdą, w Niemczech już tak. 

Ale wydaje się, że klucz do odczytania adhortacji nie kryje się wcale w rozdziale ósmym, ale w pierwszym. W nr 3 papież pisze: „Przypominając, że »czas jest ważniejszy niż przestrzeń«, pragnę podkreślić, iż nie wszystkie dyskusje doktrynalne, moralne czy duszpasterskie powinny być rozstrzygnięte interwencjami Magisterium. Oczywiście, w Kościele konieczna jest jedność doktryny i działania, ale to nie przeszkadza, by istniały różne sposoby interpretowania pewnych aspektów nauczania lub niektórych wynikających z niego konsekwencji. Będzie się tak działo, aż Duch nie doprowadzi nas do całej prawdy (por. J 16, 13), to znaczy, kiedy wprowadzi nas w pełni w tajemnicę Chrystusa i będziemy mogli widzieć wszystko Jego spojrzeniem. Poza tym, w każdym kraju lub regionie można szukać rozwiązań bardziej związanych z inkulturacją, wrażliwych na tradycje i na wyzwania lokalne. Ponieważ »kultury bardzo różnią się między sobą i każda ogólna zasada […] potrzebuje inkulturacji, jeśli ma być przestrzegana i stosowana w życiu«”.

Niewiele osób zwraca uwagę na sformułowanie: „czas jest ważniejszy niż przestrzeń”, a to jedna z najważniejszych zasad jaką Franciszek kierował się jeszcze jako prowincjał jezuitów, biskup i kardynał. Jako papież wniósł ją do społecznego nauczania Kościoła. Wspomniana powyżej zasada znajduje się we wszystkich – najistotniejszych – dokumentach tego pontyfikatu. Mamy ją zatem w encyklice „Lumen fidei” z roku 2013 (nr 57), adhortacji „Evangelii gaudium” wydanej w tym samym roku (nr. 222-225), encyklice „Laudato si” z roku 2015 (nr 178), a także we wspomnianym nr 3 adhortacji o miłości. 

Jak papież rozumie to stwierdzenie? Najpełniej rozwinął to w „Evangelii gaudium” określając przestrzeń jako rzeczywistość, w której żyjemy. W życiu człowieka ma ona swoje granice: urodzenie jako początek i śmierć jako koniec. Czas jest czymś ponad przestrzenią. Jest czymś co trwa nieustannie. Był wczoraj, jest dziś, będzie jutro. Ten czas ziemski przejdzie w pewnym momencie w nieskończoność, osiągnie swoją pełnię. 

W „Evangelii gaudium” Franciszek pisze, że człowiek nieustannie żyje w napięciu „między sytuacją chwili (przestrzeń – TK) a światłem czasu, szerszego horyzontu, utopią, która otwiera nas na przyszłość i pociąga jako ostateczna racja”. Według papieża zasada ta pozwala człowiekowi pracować spokojnie bez „obsesji na punkcie natychmiastowych rezultatów”. Franciszek pisze, że postawienie na pierwszym miejscu przestrzeni powoduje, że człowiek wpada w obłęd i chce wszystkie problemy załatwić tu i teraz, natychmiast. Natomiast przyznanie „priorytetu czasowi oznacza zajęcie się bardziej rozpoczęciem procesów niż posiadaniem przestrzeni”. Chodzi zatem o to, by teraz uruchamiać jakieś procesy, ale nie czekać na ich natychmiastowe efekty. One przyjdą za jakiś czas. Być może nawet po naszej śmierci.

Niemal identycznie jest w „Lumen fidei”. Pisze Franciszek: „Nie pozwólmy, by nam skradziono nadzieję, nie pozwólmy, żeby zniszczyły ją natychmiastowe rozwiązania i pro-pozycje, które blokują nas na drodze, »rozpraszają« czas, przemieniając go w przestrzeń. Czas zawsze przewyższa przestrzeń. W przestrzeni krystalizują się projekty, czas natomiast zawsze kieruje ku przyszłości i pobudza do tego, by iść z nadzieją”.

A w „Laudato si” odnosząc się do odpowiedzialności politycznej: „Krótkowzroczność struktury władzy hamuje włączenie dalekowzrocznego programu ochrony środowiska w publiczne programy rządów. W ten sposób zapominamy, że »czas jest ważniejszy niż przestrzeń«, że nasze działania są zawsze owocniejsze, kiedy bardziej troszczymy się o generowanie rozwoju niż opanowanie przestrzeni władzy. Wielkość polityczna ukazuje się wtedy, gdy w trudnych chwilach działamy w oparciu o wielkie zasady i myślimy długofalowo o dobru wspólnym”.

W „Amoris laetitia” Franciszek stosuje tą zasadę nie do polityki, ale do nauczania Kościoła, a także jego misji ewangelizacyjnej. Już na samym początku w nr 2 podkreśla: „Dyskusje, jakie mają miejsce w środkach przekazu lub w publikacjach, czy też pomiędzy ludźmi Kościoła, przebiegają od niepohamowanej chęci zmiany wszystkiego, pozbawionej wystarczającej refleksji i ugruntowania, do postawy usiłowania rozstrzygnięcia wszystkiego za pomocą ogólnych norm lub wyciągania daleko idących wniosków z niektórych refleksji teologicznych”, a przecież „czas jest ważniejszy niż przestrzeń”. Magisterium nie rozstrzygnie wszystkiego i mogą istnieć różne sposoby interpretacji nauczania. 

Nie wyklucza to inicjacji przeróżnych procesów, długofalowego myślenia, wyjścia ku przyszłości, oddania prymatu czasowi. Wszystko to składa się na budowanie ludu – w tym wypadku Ludu Bożego, o czym nauczał już II Sobór Watykański. A jak budować lud jeśli nie przez towarzyszenie, przez rozpoznawanie jego problemów i wreszcie integrację, czyli przyciąganie go do Kościoła. Przypomina się w tym miejscu słynne powiedzenie Franciszka gdzieś z początku pontyfikatu o tym, że Kościół ma być „szpitalem polowym”.

I to w tej adhortacji widać bardzo wyraźnie. Drogę towarzyszenia, rozeznania i integracji Franciszek proponuje duszpasterzom oraz wszystkim wiernym. To duchowni mają stać się rozsądnymi towarzyszami. Ale nie tylko dla tych, którzy mają poprawną relację z Kościołem. Mają towarzyszyć pogubionym. Tym, których małżeństwa się rozpadły. Wspólnie z nimi mają rozeznawać sytuację, w której się znaleźli, i szukać dróg wyjścia. Franciszek – powtórzę to raz jeszcze - podkreśla, że każdy przypadek jest inny, szczególny, że nie do każdego da się zastosować sztywne normy kanoniczne. Mówi wprost, że w niektórych sytuacjach może się okazać, że droga do pełnej jedności z Kościołem, do sakramentu Eucharystii wcale nie jest zamknięta. Być może w niektórych istnieje możliwość stwierdzenia nieważności małżeństwa. Konieczne jest jednak rozpoznanie i dopiero w kolejnym etapie integracja. Nie musi ona wcale oznaczać przyzwolenia na przyjmowanie komunii. To włączanie może odbywać się w inny sposób. Chociażby przez dopuszczenie niektórych rozwodników do posług, które dziś są dla nich zamknięte. 

Po publikacji tej adhortacji słyszałem głosy, że w sprawach doktrynalnych św. Jan Paweł II był bardziej wyrazisty. Franciszek faktycznie mówi, że nie zmienia doktryny, nie daje jednak szczegółowych wskazówek do rozwiązania konkretnych sytuacji. Kilku księży mówiło mi wręcz, że oczekują od Watykanu szczegółowych wytycznych. Tymczasem papież stawia na sumienie, odpowiedzialność i zaufanie. Propozycja jest wymagająca. Wielu duchownych powinno zatem odmienić swój styl duszpasterski, wielu wiernych powinno raz jeszcze spojrzeć na swoje życie. A wszyscy powinni spokojnie „Amoris laetitia” przeczytać. O to zresztą apeluje na samym początku w nr 7 sam Franciszek: „nie polecam pośpiesznej lektury całości”. A zatem powoli, pamiętając, że „czas jest ważniejszy niż przestrzeń”.

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”