Posłowie zajmą się tzw. ustawą deubekizacyjną. Zmiany zmierzające do obcięcia wysokich emerytur i rent byłym esbekom mają być wprowadzone szybką ścieżką. Resort spraw wewnętrznych przedstawił projekt ledwie tydzień temu, a już w piątek tematem zajmie się Sejm. Premier Beata Szydło mówi, że obniżenie emerytur to przywracanie „sprawiedliwości społecznej”.

Nie ma wątpliwości, że byli esbecy powinni zostać pozbawieni wysokich świadczeń. Zwłaszcza, że wielu z nich przyczyniło się w czasach PRL do tego, że ich ofiary traciły życie, zdrowie. Wielu dawnych funkcjonariuszy ma na koncie sporą ilość połamanych ludzkich sumień – ludzi, którzy z obawy o własne bezpieczeństwo decydowali się składać donosy na znajomych, przyjaciół, a nawet członków własnej rodziny. Dziś spora część dawnych esbeków żyje w przekonaniu, że niczego złego nie robili. Służyli przecież ojczyźnie. Spotykałem takich wielokrotnie. Zero skruchy. O wielu z nich wprost można powiedzieć, że byli złymi ludźmi, którzy z pełną świadomością służyli zbrodniczemu systemowi.

Ale… Czy mówiąc o przywracaniu „sprawiedliwości społecznej” wolno jest wrzucić wszystkich do jednego worka? Co z tymi, którzy do milicyjnych szkół trafili w ostatnich miesiącach PRL, a cała ich kariera przypadła już na okres III RP? Co z tymi, którzy po upadku Polski Ludowej przeszli pozytywnie przez weryfikację i przez jakiś czas pracowali w wolnej Polsce? Co z lekarzami, którzy pracowali w rządowych klinikach i siłą rzeczy mieli oficerskie stopnie? Wreszcie jak podejść do żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza (odpowiednik dzisiejszej Straży Granicznej), które także uznano za formację służącą totalitarnemu państwu? Zdecydowana większość nie miała nic wspólnego z prześladowaniami ludzi, którzy walczyli o niepodległe państwo. Ich ewentualna przewina jest niewspółmierna do tych, którzy zaczynali służbę w latach 60. czy 70. Odpowiedź rządu jest prosta: ich także dotknie „sprawiedliwość społeczna”. Łatwiej bowiem podciągnąć wszystkich pod jeden paragraf niż zbadać udział w zbrodniczym systemie.

Jeśli mówimy o sprawiedliwości, to pod lupę powinniśmy brać nie tylko dawnych esbeków. Powinniśmy zadać pytanie co z tymi, którzy świadomie decydowali się z nimi współpracować – niektórzy za pieniądze. Przecież ich donosy były podstawą do prześladowań. A niektórzy w tym donoszeniu byli całkiem nieźli. Ich żadna kara nie dosięgnie? Będą bezkarnie śmiać się w oczy tym, którzy przez nich cierpieli prześladowania. Ale żeby ich ukarać trzeba przecież udowodnić winę. A kto ma to zrobić?

Sprawiedliwość powinna zadziałać również w drugą stronę. O zadośćuczynieniu w postaci podwyżek rent i emerytur dla prześladowanych nikt nie mówi. Jakiś czas temu udało się wywalczyć dla nich jednorazowe zapomogi. I to nie dla wszystkich, a tylko tych którzy żyją w skrajnej biedzie. Ale owe zapomogi nie idą do nich automatycznie. Trzeba o nie wystąpić, poprosić. Wielu dawnych działaczy podziemia antykomunistycznego nie chce tego robić. Uważają, że to uwłacza ich godności. A to przecież wolne państwo, o które walczyli powinno o nich zadbać.  Dlaczego tego nie robi?

Zabieranie świadczeń wszystkim bez wyjątku nie ma w moim przekonaniu wiele wspólnego ze sprawiedliwością. Trzeba podjąć próbę znalezienia jakiejś innej formy kary – tak, by przy okazji nie ucierpieli ci, którzy z komunistycznym aparatem bezpieczeństwa naprawdę nie mieli nic wspólnego. Ktoś powie, że ewentualne procesy weryfikacyjne będą trwały długo, bo wymiar sprawiedliwości jest przeciążony itp. Ale jeśli powołuje się speckomisję ds. reprywatyzacji, która ma zbadać kilkaset tysięcy spraw, to co stoi na przeszkodzie, by powołać takową do sprawdzenia trzydziestu paru tysięcy osób, którym świadczenia mają być odebrane? Niezależny zespół mógłby sprawdzić kto był autentycznym sługą systemu, a kto nie.

Kierunek przyjęty przez rząd jest słuszny, ale wymaga nieco bardziej przemyślanych działań w tym zakresie. Nie może być jedynie zagraniem pod publikę.

- Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”