Widać gromadzące się chmury wojny - mówi w rozmowie z "Polska The Times" Tom G. Palmer, amerykański politolog z Cato Institute. Nie chodzi jednak o bezpośredni konflikt między Ameryką a Rosją, ale raczej o jakieś działania w naszej części świata.

"Nie wykluczałbym aneksji przez Rosję Białorusi, czy ataku na kraje bałtyckie" - dodaje politolog. Jego zdaniem, choć w tym drugim wypadku byłby przecież to atak na NATO, to jednak w swoim kraju "Kreml mógłby mówić, że znów zjednoczył kraj, odbudował go po rozpadzie Związku Radzieckieg". "Rosjanie nagrodziliby to oklaskami" - mówi Palmer.

Pytany, co zrobiłyby wówczas Stany Zjednoczone, odparł: "Pojawiłby się dylemat, która stolica kraju NATO chciałaby walczyć o Litwę, Łotwę, czy Estonię. Rosjanie widzą to wahanie, dlatego ciągle prowokują". I dodał, że Kreml od razu wyciągnąłby kartę atomową - jeżeli będziecie bronić zajętych krajów, to rozpętamy wojnę nuklearną. "Zginie kilkanaście milionów mieszkańców USA i innych państw zachodnich - nawet więc nie myślcie o jakiejkolwiek obronie krajów bałtyckich. Jak na to zareagować?" - pyta politolog.

Powiedział następnie, że Rosjanie mogą zaryzykować życiem swoich obywateli. Kraje zachodnie nie. "Władimir Putin jest dużo bardziej złym człowiekiem niż ktokolwiek podejrzewa. Gdyby trzeba było, on sam weźmie nóż rzeźnicki do ręki i zabije człowieka. Myśli pan, że którykolwiek zachodni polityk byłby do tego zdolny? Właśnie to mu daje przewagę negocjacyjną" - stwierdził.

"Faktem jest, że Kremle ma coraz mniej pieniędzy, najpóźniej za trzy lata ogłosi bankructwo. Właśnie to sprawia, że żyjemy teraz w bardzo groźnych czasach, a to wymaga bardzo starannego zastanowienia się nad konsekwencjami każdego ruchu" - dodaje politolog.

I wzywa na koniec: Polacy powinni nauczyć się strzelać. Bo im więcej osób będzie potrafiło bronić kraju, tym dla Rosji potencjalny ruch będzie kosztowniejszy. 

ol/polskatimes.pl