"Jeśli Polska chce mieć skuteczną ochronę ze strony Amerykanów, musi dobrze żyć z Niemcami" - piszen na łamach "Rzeczpospolitej" Andrzej Talaga.

"Takie „wywyższenie" Niemiec może nam się nie podobać, ale to bez znaczenia, ponieważ wynika ono z geopolityki. Niedocenianie twardego sojuszu amerykańsko-niemieckiego i gra na ewentualne zastąpienie go sojuszem polsko-amerykańskim byłaby zaklinaniem rzeczywistości, a do tego ciężkim błędem" - stwierdza publicysta.

Talaga wyjaśnia, dlaczego tak jest. Obok powodów geopolitycznych to przede wszystkim ogromne bogactwo Republiki Federalnej. Amerykanie doskonale je widzą. "Niemcy mają [...] potencjał wystarczający do zdominowania ekonomicznego całego kontynentu, co daje im z kolei narzędzie dominacji politycznej oraz bazę do zbudowania w przyszłości potężnej armii, jeśli uznają ją za konieczną" - pisze autor.

Talaga przekonuje, że to Niemcy są dla Waszyngtonu kluczowym europejskim sojusznikiem w sprawach bezpieczeństwa, Polska - jedynie polem ewentualnej bitwy. "Dla Waszyngtonu są one rdzeniem Europy i globalnego systemu bezpieczeństwa, Polska zaś jedynie sojuszniczym peryferium i ewentualnie polem bitwy, jeśli dojdzie do najgorszego" - ocenia. 

Zdaniem autora także sami Niemcy czerpią z Polski wyraźne korzyści w zakresie bezpieczenstwa. "Polska jest dla nich buforem bezpieczeństwa na Wschodzie, który będzie absorbować skutki potencjalnego konfliktu militarnego lub zapaści Rosji. Właśnie dzięki nam Niemcy mocno oszczędzają na zbrojeniach. Dzięki nam są dziś zapleczem Zachodu, a nie krajem frontowym, jak podczas zimnej wojny" - pisze.

bjad/Rzeczpospolita.pl