Damian Świerczewski, Fronda.pl: W Londynie miał miejsce atak terrorystyczny. Tym razem celem ataków byli muzułmanie. Kryzys związany z imigrantami zaczyna się wymykać spod kontroli?

Prof. Kazimierz Kik: Każda akcja rodzi reakcję. Być może w pewnym momencie w Europie zostanie przekroczona pewna granica i zaczniemy zabijać się nawzajem. W zasadzie już tak się dzieje – w Londynie czy Paryżu mamy odzwierciedlenie tego, co dzieje się w Syrii, Jemenie czy Afganistanie. Krwawe ingerowanie Zachodu w różnych krajach świata arabskiego owocuje reakcją w Europie - tam, gdzie liczna jest społeczność muzułmańska. Na to również – jak pokazuje przypadek Londynu – jest reakcja obronna. Zaczyna się nakręcać spirala agresji. Atak na muzułmanów w Londynie był atakiem człowieka niezrównoważonego, jednak już samo to pokazuje w pewnym sensie stan, marginalnej mam nadzieję, części Europejczyków, którzy nie wytrzymują sytuacji nerwowo i zaczynają pogłębiać problem poprzez zemstę. To może otworzyć drogę donikąd.

To znaczy?

To bardzo niebezpieczna tendencja, której nie sposób powstrzymać zwykłymi siłami policyjnymi. W społeczeństwie multikulturalnym niemożliwe jest objęcie kontrolą milionów obywateli. Dochodzimy przez to do bardzo niebezpiecznego punktu, kiedy to bezpieczeństwo wewnętrzne może być zagrożone działaniami obustronnymi. Możemy mieć do czynienia z podobnym problemem, jaki niegdyś miał miejsce w Czeczenii. Tam w pewnym momencie zemsty zaczęły dokonywać tzw. „czarne wdowy”. Podobnie może być teraz w Europie i osoby poszkodowane mogą zacząć dokonywać ataków – teraz mieliśmy tego pierwszy przykład. Policja nie jest w stanie kontrolować społeczeństwa na tyle skutecznie, by z całą pewnością takim przypadkom zapobiec.

Możliwe jest przecież, że na ostatni atak w Londynie odpowiedzią będzie kolejny atak ze strony islamistów. Ta spirala agresji o które mówimy może zupełnie wymknąć się spod kontroli. Co wówczas czeka Europę?

Zbliżamy się do punktu, oby nie przełomowego, kiedy Europejczycy zaczną brać sprawy w swoje ręce. Dodam – niezrównoważeni mieszkańcy Europy, bo takie działania nie mają nic wspólnego z działaniem racjonalnym. Nikt jednak przecież nie będzie sprawdzał, czy ataku dokonał ktoś zrównoważony, czy też nie. Krew to krew - morderstwo będzie miało swoją dynamikę. Trudno przewidzieć, jakie będą następstwa tego ataku. W Europie mamy do czynienia z milionami osób wyznania muzułmańskiego i tu również pojawić się mogą owe „czarne wdowy” - ludzie, którzy czują się pokrzywdzeni atakami terrorystycznymi islamistów i szukać będą odwetu. To może być sytuacja nie do opanowania.

Sądzi Pan, że decyzje eurokratów, którzy naciskają na przyjmowanie imigrantów przez wszystkie kraje wspólnoty doprowadzą do chaosu i swoistej wojny cywilizacyjnej?

Sądzę, że świat euroatlantycki będzie ofiarą własnej lekkomyślności. Musimy pamiętać bowiem, z czego ta agresja wynika. To nie Bóg zgotował nam ten los, ale my sami wypracowaliśmy sobie taką sytuację. Tak długo, jak świat Zachodu będzie usiłował narzucić światowi islamskiemu w różnych stronach świata swój porządek siłą, tak długo będziemy musieli liczyć się z konsekwencjami tego typu działań. Przecież sama tylko wojna w Iraku pochłonęła 100 tysięcy ofiar – to ofiary ataku Stanów Zjednoczonych oraz ich sojuszników – także Polaków. W Iraku Zachód wypowiedział światowi islamskiemu wojnę, która pochłonęła 100 tysięcy ofiar oraz dotknęła ich rodziny – to przecież łącznie miliony osób! Można więc tylko wyobrazić sobie, jak wielka jest skala poczucia krzywdy i chęci zemsty wśród tych ludzi. Pamiętajmy, że mowa tylko o Iraku. Gdy do tego dodamy Jemen, Syrię czy Libię, zdamy sobie sprawę z tego, że skala jest naprawdę ogromna. Tak więc źródłem całego tego zła jest, niestety, Zachód. Chciałby on upodobnić cały świat na wzór i podobieństwo samego siebie. Konsekwencje tego są takie, jak widzimy, a mogą być jeszcze gorsze. Oczywiście nie chodzi o upraszczanie i twierdzenie, że zjawiska terroryzmu nie byłoby gdyby nie wspomniane zachowanie Zachodu. Jednak zdajmy sobie sprawę z tego, że krzywda zawsze odciska się krzywdą. Sądzę, że niektórzy chcieliby na tę ranę na sumieniu, związaną z wojnami na Bliskim Wschodzie, nałożyć plaster chrześcijańskiego podejścia do drugiego człowieka, jednak niestety natrafia to na muzułmańską odpowiedź.

Co zatem powinniśmy robić?

Przede wszystkim skupić się nad główną przyczyną tej agresji. Tylko wyeliminowanie jej doprowadzi do wyeliminowania objawów, które właśnie widzimy. Tymczasem niestety tak się nie dzieje – Donald Trump sprzedał przecież Arabii Saudyjskiej broń za 110 mld dolarów. Ta broń zostanie gdzieś przecież użyta – znów w świecie islamskim pojawi się fala przemocy. Broń trafi do sojuszników USA, ale może też trafić do przeciwników. Tak czy inaczej – kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Podobnie jest w przypadku Rosjan – oni również sprzedają broń na Bliskim Wschodzie i tym samym niosą w świat zarzewie konfliktów. To niesie ze sobą tragedię, a ta znów będzie skutkowała exodusem tamtejszej ludności.

Pomijając już kwestię wojen na Bliskim Wschodzie, jak ocenia Pan decyzję polskiego rządu dot. nieprzyjmowania imigrantów? Spotyka się to z ogromną krytyką UE, ale przecież rządzący powinni przede wszystkim zapewniać bezpieczeństwo obywatelom swojego kraju, a tym przecież zdaje się być w tej chwili odmowa przyjmowania uchodźców i imigrantów.

Postępowanie polskiego rządu jest zdrowym instynktem samozachowawczym. Musimy jednak pamiętać także, że sytuacja dot. imigrantów jest niemal nie do rozwiązania dla Komisji Europejskiej. To ogromny dramat i problem. Oczywiście gdyby wspomnianych przeze mnie konfliktów nie było – nie byłoby najpewniej także problemu, z którym się boryka w tej chwili Unia Europejska. Problem jednak jest i coś trzeba z tym fantem zrobić – to bardzo trudna sytuacja. Przecież to są ludzie – nie możemy ich wymordować ani odesłać z powrotem, bo Zachód kieruje się prawami człowieka, ma swoje zasady. Trudno odrzucić stanowisko Europy, bo przecież boryka się z problemem, który już nie jest u naszych bram, ale w samej Europie. Z drugiej jednak strony jeszcze trudniej odrzucić stanowisko państw, które w instynkcie samozachowawczym, nie chcą się na to godzić. Państwa takie jak Polska nie były przecież głównym inspiratorem działań wojennych na Bliskim Wschodzie, a mimo to muszą cierpieć, znosić negatywne skutki tych działań. Sądzę, że stanowisko jednej jak i drugiej strony jest uzasadnione – także stanowisko UE, bo coś z tymi ludźmi zrobić trzeba. Równie usprawiedliwione jest jednak stanowisko Polski. W tej trudnej, skomplikowanej sytuacji, sama odmowa przyjęcia imigrantów (choć jest słuszna i podzielam ją) nie rozwiązuje problemu, z którym boryka się Europa – a jesteśmy przecież jej częścią. Mamy niestety do czynienia z dwoma stanowiskami, z których każde jest usprawiedliwione w sensie etycznym – z jednej strony chęć pomocy tym osobom, które są już w Europie, z drugiej chęć ochrony własnych obywateli. To bardzo trudny dylemat, który rozstrzygnąć muszą rządzący. Pamiętajmy jednak, że należy myśleć perspektywicznie – taka jest postawa polskiego rządu, bo owoce tych decyzji widoczne będą za kilkadziesiąt lat. W stanowisku Unii Europejskiej jest z kolei widoczna dominacja działań doraźnych, które jednak również są uzasadnione. Nie ma niestety mądrego, który w prosty sposób rozwikłałby kto ma rację.

Bardzo dziękuję za rozmowę.