To już chyba początek końca liberalnego koszmaru imigranckiego. Austria idzie po rozum do głowy i mówi stanowczo: Przymykamy granicę, będziemy przyjmować bardzo niewielu, nawet do Niemiec nie wszystkich przepuścimy.

Rząd we Wiedniu ogłosił, że zaakceptuje zaledwie 80 wniosków o azyl dziennie. To jak na wcześniejsze tego stanowisko kraju bardzo mało - ponad dwukrotnie mniej, niż w roku ubiegłym.

Na tym jednak nie koniec. Austriacy ogłosili też, że nie będą w ogóle wpuszczać wszystkich uchodźców do swojego kraju. Zamierzają przez swoje granice przepuścić dziennie najwyżej 3200 osób, które zmierzają do Niemiec.

To może oznaczać całkowitą klęskę polityki Angeli Merkel. Jeżeli wiosną lub latem przy granicach Austrii zaczną koczować imigranci, żadne z państw bałkańskich nie będzie chciało ich u siebie trzymać. A to oznacza, że kraje te same zamkną granice.

Pozornie niewielka zmiana w polityce Austrii może przynieść wprost rewolucyjne dla obecnej strategii imigracyjnej skutki.

Wówczas może okazać się, że premier Beata Szydło, premier Węgier Wiktor Orban oraz władze Czech i Słowacji wykazały się znakomitym instynktem politycznym: W tym tygodniu ogłosiły przecież, że wyślą do państw bałkańskich znaczne siły, by pomóc zamknąć tamtejsze granice.

Co zrobi wtedy Angela Merkel? Skąd weźmie tak pożądanych przez siebie islamiskich imigrantów? Może się okazać, że to właśnie Grupa Wyszehradzka dzięki bierności reszty Europy wykorzysta niemiecką słabość i uratuje Europę przed islamską katastrofą. 

Polska, która była wielokrotnie przedmurzem chrześcijańskiej Europy, ma doskonałą szansę, by stać się nim ponownie. Przecież gdyby nie sprzeciw Polski wobec przymusowego przyjmowania imigrantów, to podwoje Europy pozostałyby dla arabsko-afrykańskiej nawały otwarte jeszcze na długo. 

wbw