Zacznijmy jednak od tego pierwszego. Wczoraj na jednego księdza prof. Dariusza Oko wystawiono tam trzech innych pałkarzy: Ilonę Łepkowską, Michała Piróga i niezawodną Joannę Kluzik-Rostkowską (na łączach był jeszcze ojciec Paweł Gużyński, ale w związku z tym, że on zazwyczaj dystansuje się od jasnego wyrażania nauczania Kościoła, można go pominąć). I właśnie oni robili wszystko, by nie pozwolić powiedzieć kilku słów prawdy. Ale to się nie udało. Ks. Oko jasno pokazał, że pedofilia dotyka o wiele częściej homoseksualistów, niż heteroseksualistów, i że pary gejowskie i lesbijskie – z jakichś powodów – chętniej adoptują dzieci swojej płci, a nie innej.

- Według solidnych danych niemieckich okazuje się, ze ok. 60 procent chorych na AIDS w Niemczech to są geje. Około 40 procent przypadków pedofilii to są geje. Te dane są przemilczane. Media ukrywają prawdę o gejach. Można sięgnąć po najnowsze badania z Ameryki na temat wychowania przez pary gejowskie, lesbijskie. Tam dzieci są trzy, cztery raz częściej molestowane przez swoich opiekunów, trzy, cztery razy częściej są bezrobotne, żyją z opieko społecznej. To są dane statystyczne! - mówił ks. Oko.

I te proste konstatacje wywołały gigantyczny skandal. Ale lewica nie miała argumentów, próbowała więc zakrzyczeć Kościół i zarzucić go kłamstwami. Michał Piróg oznajmił na przykład, że „Kościół uważa, że dzieci z downem nie mogą przystępować do komunii, nie chce chrzcić bo to są nierozumne dzieci”... Skąd miał taką wiedzę trudno zgadnąć, bo na pewno nie z Kościoła. Ilona Łepkowska i Joanna Kluzik-Rostkowska (która wcześniej wygłaszała „mądrości”, że Kościół kiedyś każdy seks uznawał za grzeszny) krzyczały na księdza Oko zarzucając mu nieodpowiednie słowa, a także przekonując, że sprzeciw wobec krzywdzenia dzieci jest jakoś szczególnie katolicki. - Mamy mieć pełne prawo tworzenia zasad dla wszystkich ludzi mieszkających w Polsce, a nie tylko katolików – pokrzykiwała Kluzik-Rostkowska.

Dokładnie taką samą metodę zakrzyczenia faktów zastosowano wobec ks. Franciszka Longchampsa de Beriera. Nie mogąc zakwestionować przytoczonych przez niego badań o częstszym występowaniu wśród dzieci z zapłodnienia in vitro wad genetycznych uznano ten argument za eugeniczny. - Argument o większej liczbie wad genetycznych u dzieci z in vitro jest oficjalnym argumentem Kościoła. Jest to argument eugeniczny, bo zakłada, że osoby mające obciążenia genetyczne powinny powstrzymywać się od prokreacji - mówił prof. Jan Hartman w TVN24. Tyle tylko, że to bzdura. Ani bowiem ten argument nie jest katolicki, ani nie odbiera on praw parom bezpłodnym.

Ale najgłupsze w całej tej sprawie jest to, że w glanowanie ks. Longchampsa de Beriera włączył się także ks. Kazimierz Sowa, który najwyraźniej nie przeczytał tekstu, ale nie przeszkadzało mu to uznać, że prawda jest szkodliwa i niebezpieczna, więc nie należy o niej mówić. - Jest to bardzo nieszczęśliwa wypowiedź. Mielibyśmy do czynienia wręcz z jakimś piętnowaniem dzieci, które przychodzą na świat z in vitro. A o ile wiem, nauka Kościoła jest tutaj jednoznaczna. Każde dziecko ma taką samą godność i takie samo miejsce w Kościele – podkreślił ks. Sowa. Nie jest tylko jasne, w którym miejscu w wywiadzie znakomitego prawnika ks. Sowa znalazł dowody na to, że odmawia on godności dzieciom z in vitro czy wręcz je piętnuje.

Wszystkie te krzyki mają jednak jeden cel. Uniemożliwić mówienie prawdy, zablokować debatę, sprawić, że każdy argument padający ze strony przeciwników postępu będzie uznawany za niedopuszczalny, blokowany lub zakrzykiwany. A gdy nie da się tego zrobić, to wyrwie się jedno zdanie z kontekstu i zbuduje wokół niego wielką narrację, która uniemożliwi jasne pokazanie, jakie są skutki nowinek obyczajowych głoszonych przez lewicę.

 

Tomasz P. Terlikowski