Trzeba bowiem powiedzieć sobie zupełnie otwarcie, że to nie faszyzm (którego – poza marginalnymi grupkami idiotów – w Polsce nie ma), i nie nacjonalizm (który jest niezmiernie słaby, pozbawiony struktur, niekiedy bardzo niemądry, i zżerany przez liczne konflikty) jest zagrożeniem dla Polski. Nie jest nim także antysemityzm, którego należy się wstydzić, ale który w realnym politycznym znaczeniu występuje raczej na lewicy w postaci silnych resentymentów antyizraelskich. To nie on „podpala Polskę”, i nie on próbuje przeprowadzać tu skuteczną rewolucję. Młodzież Wszechpolska też może sobie, co najwyżej pokrzyczeć czy formułować niegłupie nawet postulaty polityczne, tyle że pozbawione szans na realizację, a w najlepszym razie pomaszerować (a i to bez pewności, że policja będzie ich chronić). Sukces Marszu (sukces zresztą gwarantowany przez uczestników, z których większość z ruchem narodowym nie miało i nie ma nic wspólnego) w niczym tego nie zmienia. I każdy kto ma oczy, kto zna choć trochę sytuację w Polsce to wie.

 

Jeśli więc lewica podniosła lament i grzmi o odradzaniu się faszyzmu (jak mocno można to robić przekona się każdy, kto przeczyta wywiad Cezarego Michalskiego z Leszkiem Millerem na stronach „Dziennika Opinii” Krytyki Politycznej), to nie dlatego, że taka groźba realnie istnieje, ale dlatego, że jest to wygodna broń do walki z konserwatyzmem, patriotyzmem, normalnością. Pod szyldem walki z faszyzmem będzie można przecież zwalczać nawet Jarosława Gowina (już teraz Wojciech Olejniczak pisze o „druhach” Gowina z ONR i MW), nie mówiąc już o konserwatystach, PiS-ie czy zwolennikach obrony patriotyzmu. A wszystko po to, by pod płaszczykiem walki z faszystami, „zwolennikami regulowania życia prywatnego innych” prowadzić własną rewolucję obyczajową i kulturową, rewolucję, która ma na celu ukształtowanie, na gruzach tradycji, rodziny, normalności, „nowego człowieka”. Człowieka bez zakorzenienia (bo „patriotyzm jest jak rasizm”), bez biologiczności (bo przecież o mojej płci nie decyduje biologia, ale wola), bez rodziny (bo ta stanowi zagrożenie dla równości) itd.

 

Jednym z najistotniejszych przeciwników tej lewackiej rewolucji są zaś chrześcijanie. I to oni są teraz na celowniku w Europie. Antysemityzm (który jest obecnie – słusznie - potępiany) dawnych elit został zastąpiony przez antychrystianizm. Bycie praktykującym katolikiem blokuje możliwość kariery w instytucjach europejskich, czego doskonałym przykładem jest sytuacja Buttiglionego, a teraz prawdopodobnie Borga. Politycy Ruchu Palikota już teraz domagają się, by w przypadku polityków pełniących ważne polityczne funkcje, sformułować zakaz publicznych praktyk religijnych. Po stronie tej rewolucji stoi obecnie większość mediów, artystów, spora część polityków (bo nawet ci, którzy są jej przeciwni boją się do tego przyznać, by nie zostać wziętym na celownik dziennikarskich rewolucjonistów). I jeśli coś nam zagraża, to właśnie oni, którym bajki o faszyzmie (warto przypomnieć, że całkiem niedawno faszyzować miał PiS) służą za wygodną pałkę na tych, którzy chcą zastopować rewolucję obyczajową.

 

Tomasz P. Terlikowski