Aż jestem zaskoczony, że „Gazeta Wyborcza” tak długo wytrzymała i nie zajęła się niesamowitym tekstem ks. prof. Dariusza Oko. Ten krakowski duchowny, z ogromną odwagą, ale i wiedzą, zdiagnozował w najnowszym numerze kwartalnika „Fronda” chorobę, którą nazwać można i trzeba homoherezją. Wskazał jej głównych propagatorów oraz wyjaśnił, dlaczego jest ona problemem. Dla „Gazety Wyborczej” taki tekst jest oczywiście problemem, bowiem pokazuje on, że to w Kościele jest potencjał do oczyszczenia, i że nie potrzebujemy do tego postępowych mediów. Co gorsza ks. Oko wbił w ziemię kilka mitów, którymi z powodzeniem posługują się liberalni dziennikarze. Jednym z nich jest rzekoma pedofilia, która w istocie jest homoseksualną efebofilią, a czasem zwyczajnym homoseksualizmem. Z badań cytowanych przez krakowskiego duchownego jednoznacznie wynika, że największym problemem w amerykańskim Kościele był homoseksualizm, tak zachwalany przez bojowników o postęp.

 

Obrona homoheretyków nie powinna zaskakiwać u Wiśniewskiej. Ona, tak jak jej mocodawcy wiedzą przecież, że im więcej wyznawców czy praktyków tego stylu życia, tym Kościół jest słabszy. Niesamowicie pokazuje to Peter Kreeft w opublikowanych właśnie w języku polskim przez wydawnictwo ProMic „Listach jadowitego węża”. „Świeccy byliby zdumieni i uznaliby to za skandal, gdyby tylko wiedzieli, jak wielu księży to homoseksualiści, przynajmniej pod względem orientacji. Kościelni dostojnicy, administracja, ludzie kierujący kościelnymi organizacjami, personel średniego szczebla – jak myślisz dlaczego wszyscy ci kapłani, tak straszliwie boją się „konfrontacji”, tak obsesyjnie starają się być mili i lubiani, do tego stopnia, że ograniczają się do „współczucia”? Dlaczego, Twoim zdaniem, tak niewielu z nich ma śmiałość działać jak mężczyźni? Dlatego, że tak niewielu z nich to prawdziwi mężczyźni” - wskazuje, opisując kontekst amerykański Peter Kreeft. Tacy słabi, pseudomiłosierni duchowni są niezwykle na rękę „Gazecie Wyborczej”. Nimi można łatwo manipulować, budować nieprawdziwy obraz Kościoła i jego nauki. I właśnie stąd bierze się tak szaleńcza obrona ich interesów, wyśmiewanie i donoszenie na tych, którzy chcą walczyć o prawdziwe świadectwo kapłaństwa i Kościoła.

 

Katarzyna Wiśniewska może oczywiście wysyłać donosiki do Wielkiego Kanclerza Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, może delikatnie sugerować, że kard. Dziwisz ma z ks. Oko zrobić porządek, ale na szczęście nie ma władzy nad papieżem i Kościołem, i nie może zmienić tego, że Benedykt XVI nakazuje nam walkę z homoherezją, co niezwykle mocno wykazał ks. Oko. I nikt nie ma chyba wątpliwości, co do tego, że metropolita krakowski jest po stronie papieża, a nie Katarzyny Wiśniewskiej i jej homolobbystycznych mocodawców.

 

Tomasz P. Terlikowski