Palikot i jego intelektualne zaplecze ma świadomość, że – jak to trafnie i jeszcze przed II wojną światową ujmował św. Maksymilian Maria Kolbe, nie da się intelektualnie wygrać ze spójnie wykładanym nauczaniem Kościoła. Ale wystarczy zasiać w człowieku ziarna rozpusty, moralnego zepsucia, i już przestaje on być zdolny do przyjęcia nauczania Ewangelii, która uderza w jego nawyki. Promowanie rozmaitych zboczeń, rozpusty, przekonywanie dzieci, że poza otwartym na płodność małżeństwem, istnieje „bezpieczny seks” jest takim właśnie sianiem korzeni niemoralności, która skutkuje niewiarą. Uczynienie takich lekcji obowiązkowymi, wioli to od pierwszej klasy, uderza w wolność rodziców do religijnego (i nie tylko) wychowania dzieci.

 

Zwolennicy edukacji seksualnej zapewniają wprawdzie, że chodzi im tylko o to, by dzieci przestały mieć dzieci, i by młodzi ludzie zaczęli czerpać wiedzę o seksie nie od kolegów, ale nauczycieli. Problem polega tylko na tym, że te zapewnienia są kłamstwem. W Wielkiej Brytanii każde obniżenie wieku rozpoczęcia szkolnej edukacji seksualnej, skutkuje wyłącznie zwiększeniem liczby ciąż u nastolatek, a także obniżeniem wieku inicjacji seksualnej. I nie ma w tym nic dziwnego. Dzieci w pierwszych klasach szkoły podstawowej (i później zresztą też) nie potrzebują edukacji seksualnej, a bycia z rodzicami, którzy spokojnie wszystkim im wyjaśnią, w momencie i sposób, w jaki sami uznają za stosowne, a nie za pośrednictwem ideologicznie ukierunkowanych programów, których celem jest przekonanie dzieci, że antykoncepcja gwarantuje bezpieczny seks, akty homoseksualne są tak samo dobre jak hetero, a aborcja jest prawem kobiety. „Wiedza” podawana podczas tych lekcji w całej niemal Europie, ma mniej więcej tyle wspólnego z nauką, ile marksizm-leninizm. Cel jest zresztą identyczny. Edukacja seksualna ma przyczyniać się do budowy nowego człowieka, wykorzenionego z rodziny, tradycji i religii, a oddanego jedynie hedonizmowi.

 

Uczynienie takich lekcji obowiązkowymi to współczesna wersja ideologicznej indoktrynacji, której celem ma być ukradzenie dzieci rodzicom i uformowanie ich na wzór Anny Grodzkiej, Roberta Biedronia czy Janusza Palikota. Nie wiem, jak ateiści, ale ja nie chcę, by moje dzieci uczyły się od takich wzorów. I wybieram wolność wychowania dzieci w domu. Na moją odpowiedzialność i bez politruków mieszających się do życia intymnego.

 

Tomasz P. Terlikowski