Drobiazgi takie, jak fakty, w niczym tej dyskusji nie przeszkadzają. Rafał Ziemkiewicz jasno (w wywiadzie dla Frondy) zastrzegł wprawdzie, że na bycie liderem politycznym ochoty nie ma, a może być co najwyżej liderem intelektualnym (to znaczy robić – w przybliżeniu to, co robi teraz – czyli pisać i mówić o tym, jak postrzega życie polityczne); Dawid Wildstein, który rozpoczął ważną dyskusję nad stosunkiem współczesnej prawicy (a węziej nowego ruchu narodowego do antysemickiego dziedzictwa przedwojennej endecji) też mocno odcina się od sugestii, że antysemityzm mocno sugerowany Ziemkiewiczowi miałby być dowodem na to, że prawica nigdy od antyżydowskich sentymentów się nie odcięła, czy że Żyd nie może być prawicowcem... Ale kto by się przejmował faktami, gdy można wrócić do ukochanej śpiewki „GW” o tym, jak to nam wszystkim strasznie zagraża powrót antysemityzmu i pogromów, i do opowieści o tym, że gdy tylko prawica dojdzie do władzy, to natychmiast zacznie się dziać.

 

Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Niezależnie od ważnej historycznie (politycznie też, ale bardziej w wymiarze intelektualnym) dyskusji o tym, jak oceniać i z czego wyprowadzać endecki antysemityzm, i niezależnie nawet od tego, że antysemickie odzywki czy komentarze wciąż pojawiają się w prawicowej blogosferze, antysemityzm nie jest obecnie paliwem politycznym. Żydzi nie są bowiem i nie będą istotnym elementem krajobrazu politycznego Polski, a emocje jakie wywołują są już czysto historyczne. Antysemityzmem w żadnym politycznym piecu się już zatem nie napali. Ruch narodowy, nawet jeśli wśród niektórych jego sympatyków dostrzec można jakieś tego typu sympatie, też nie będzie jechał na tamtych emocjach, a raczej odkryje i wskaże nowe, związane z miejscem w Unii Europejskiej (lub tym, co po niej nastanie), relacjami z Niemcami i Rosją czy stosunku do insurekcyjnej tradycji, która wciąż określa naszą tożsamość. To właśnie te pytania (bo na razie nawet nie problemy z imigrantami) będą określać politykę w najbliższych latach i mogą dać siłę (ale wbrew pozorom wcale nie muszą) nowym ruchom politycznym.

 

Kreatorzy polityczni z Czerskiej mają tego świadomość, ale wiedzą też, że jeśli odpowiednio wcześnie uda się stworzyć obraz podłych antysemitów, którzy chcą przejąć władzę w Polsce, to łatwiej będzie z nimi polemizować w kraju i zwalczać ich za granicą. I dlatego pierwszy ślad, ważnej i wciąż stojącej przez nami dyskusji nad tym, jak rozliczyć się (i czy rozliczać się w ogóle) z endeckim (ale warto pamiętać, że dalece nie tylko endeckim) antysemityzmem w polskiej myśli politycznej, już posłużył do ataku na ruch narodowy i samego Rafała Ziemkiewicza... Atak uprzedzający możliwość pojawienia się jakiejkolwiek siły, która nawiązywałaby do przedwojennych tradycji narodowej demokracji.

 

Problem polega na tym, że dokonując takich ataków „Gazeta Wyborcza”, choć niewątpliwie gra swoją grę, to wcale nie przyczynia się do rozliczenia z antysemityzmem czy do oczyszczenia z jego resztek polskiego życia politycznego. A nawet mocniej utrwala go, i to czasem w najgłupszych z możliwych formach. Uznanie bowiem za antysemityzm już nawet przypomnienia, że przedwojenne formy tej fobii miało realne źródła ekonomiczne czy społeczne – uniemożliwia poważną rozmowę, a co za tym idzie jakąś próbę wyjaśniania zjawisk społecznych.

 

Tomasz P. Terlikowski