Tłumy uchodźców koczujących na dworcach w Rzymie czy Mediolanie to nie tylko problem polityczny (i to długofalowy), ale także moralny i religijny. Pytanie o to, jak zachować się wobec nich, czy (a może jak) otworzyć swoje drzwi (wiedząc, jak to może się skończyć) i ugościć uciekinierów do lepszego życia i bezpieczeństwa czy też celebrować własne poczucie bezpieczeństwa, nie powinno być rozważane tylko na poziomie czystej polityki, realizmu i własnych interesów. To problem o wiele głębszy, stawiający nas wobec pytania o solidarność, chrześcijańskie poczucie braterstwa, ale także hierarchię obowiązków? Nie ma tu prostych odpowiedzi.

Tyle, że to stwierdzenie oznacza także, że nie jest odpowiedzią zamknięcie granic (a myślę teraz o naszym kraju), celebrowanie własnego poczucie bezpieczeństwa i sytości (a jeśli ktoś był w Afryce, i to nawet w tej jej części, która nie jest objęta wojną, to wie, że Polska jest krajem sytym i dostatnim) i uznanie, że nas problem Włoch i uchodźców nie dotyczy. A powodem jest nie tylko nauka Jezusa Chrystusa (niezwykle mocno uobecniana przez papieża Franciszka i jego nauczanie skierowane do ludzi Zachodu), która jasno wskazuje, że trzeba przyjąć przybysza, a gościna i pomoc prześladowanym jest naszym obowiązkiem, ale także – co oczywiście w hierarchii argumentów mniej istotne – nasza polska tradycja. Rzeczypospolita przez pokolenia była schronieniem dla tych, którzy nie mogli funkcjonować w innych krajach, których z nich wyrzucano, odbierano im prawo do życia czy wolności sumienia. To nasza tradycja, z której możemy i powinniśmy być dumni, ale to także tradycja, która powinna nas inspirować do dalszych działań.

Warto też przypomnieć sobie, że także i my przez pokolenia byliśmy uchodźcami, że przyjmowano nas w innych krajach i umożliwiano nowe, czasem lepsze, życie. Teraz też miliony naszych rodaków żyją poza krajem i oczekujemy wobec nich solidarności. A skoro tak, to sami jesteśmy winni (na zasadzie obdarowania) innym, to co sami otrzymujemy lub czego oczekujemy. Solidarność z prześladowanymi, z uchodźcami to nasz obowiązek. Polski i chrześcijański.

I piszę to, choć wiem, że przyjęcie uchodźców, szczególnie tych islamskich, to także wielkie wyzwanie i potencjalne źródło problemów społecznych. Odpowiedzią na nie nie jest jednak zamykanie granic, ale przyjęcie w pierwszej kolejności prześladowanych chrześcijan (do czego mamy moralne prawo, choćby kierując się zasadą hierarchii zobowiązań) czy umacnianie własnej tożsamości. Silna własne tożsamość, wysoka dzietność, atrakcyjność kulturowa są lekarstwem na integrację. Nie jest nim natomiast strachliwe i wygodne zachowanie sytych staruszków, którzy zamykają się w obawie przed innymi, i niczym z nikim nie dzielą. To nie jest postawa ani jagiellońska ani wojtyliańska, w właśnie te dwie wyrażają Polskę najpiękniej.

Tomasz P. Terlikowski