Zacznijmy od tego, że w istocie akcja protestu była słuszna. Nie może być bowiem tak, że lewackie bojówki medialne (a tak trzeba określić „Gazetę Wyborczą”) ograniczają przestrzeń debaty i uniemożliwiają odbycie spotkania z przedstawicielami Ruchu Narodowego na uczelni, a zaledwie kilka dni później na tym samym uniwersytecie odbywa się wielkie spotkanie z profesor Magdaleną Środą, której poglądy – dla niemałej części społeczeństwa – są także skrajne i nieakceptowalne, a do tego nie mniej polityczne. Albo zatem uznajemy, że uniwersytet jest miejscem debaty, i że obejmuje ona zarówno skrajną lewicę jak i radykalną prawicę, albo uznajemy, że tylko lewacy mają do debat uniwersyteckich prawo. Ale wtedy nie bądźmy zdziwieni, że wypchnięci zaczynają protestować. Z tej perspektywy narodowcy mieli rację.

 

Ale... i tu przechodzimy do drugiego elementu oceny, forma jaką wybrali nie była najlepsza. Zamiast bowiem prowadzić do celu, którym jest rzeczywista wolność słowa na uniwersytetach, prowadzi to do sytuacji, w której prawica (wcale nie tylko narodowa) będzie coraz bardziej wykluczana, a nawet demonizowana w przestrzeni publicznej. Narodowcy czy prawicowcy kojarzyć się będą z „faszystami” czy zwolennikami „akcji bezpośredniej”, których trzeba – by nie przeszkadzali światłej lewicy w debacie – ograniczać, pozbawiać praw i zsyłać do gett. A piszę to mimo iż mam świadomość, że narodowcy próbowali zrobić happening, i że w sumie, gdy obedrzemy go z lewicowej narracji nie był on wcale taki straszny, ot zwykłe, na Zachodzie wobec ludzi wierzących, okrzyki i skandowania.

 

Problem polega tylko na tym, że poza istotą problemu pozostaje jeszcze sposób komunikacji nie tyle z kolegami, ile ze społeczeństwem. I ten zawiódł. Czego bowiem dowiedział się przeciętny Polak o tej sprawie? Otóż tyle, że grupa łysych i napakowanych osiłków zaatakowała niewinną jak polna lilia prof. Magdalenę Środę. O przyczynach czy powodach nie padło ani słowo. Zapowiedź kolejnych akcji tylko wzmocni ten komunikat, i doprowadzi do wzmocnienia stereotypów i jeszcze silniejszej izolacji już nie tylko ruchu narodowego, ale też szerzej konserwatywnej czy chrześcijańskiej prawicy. I z tej perspektywy trzeba ocenić akcję narodowców jako szkodliwą i bezproduktywną, a do tego spełniającą najśmielsze marzenia antyfaszystów, którzy wreszcie mają swoje medialne dowody na okrucieństwo prawicy.

 

Tomasz P. Terlikowski