„... musimy zachować krytyczną czujność, a niekiedy odmówić środków finansowych i współpracy z tymi, którzy popierają działania i projekty sprzeczne z chrześcijańską antropologią” - podkreślił Benedykt XVI w przemówieniu do Papieskiej Rady Cor Unum. W przemowie tej papież mocno sprzeciwił się antropologii ateistycznej, która uznaje, że człowiek pozbawiony jest duszy, a zatem wszystko „to co jest technicznie możliwe, staje się dozwolone, wszelki eksperyment okazuje się możliwy do przyjęcia, każda polityka populacyjna staje się dozwolona, wszelka manipulacja usprawiedliwiona”. Ojciec święty zwrócił uwagę także na to, że „najbardziej niebezpieczną pułapką tego nurtu myślowego jest w istocie absolutyzacja człowieka: człowiek chce być ab-solutus, uwolniony od wszelkich powiązań, od wszelkich założeń naturalnych. Wyobraża sobie, że jest niezależny i myśli, że na samej afirmacji siebie polega jego szczęście”.

 

I trudno nie zadać pytania, czy z tych prostych słów nie wynika choćby poważny obowiązek rozważania, czy katolik może i powinien wspierać organizacje, których twórcy i założyciele domagają się „debaty” nad likwidacją chorych? U podstaw zgody na to leży przecież właśnie błąd antropologiczny, o którym mówi w swoim przemówieniu Ojciec święty. To ważne słowa, i to wcale nie dlatego, że świetnie wpisują się one w polski kontekst, ale przede wszystkim dlatego, że uświadamiają, że to antropologia i poprawne spojrzenie na człowieka powinno być podstawą ewentualnej współpracy ludzi wierzących z niewierzącymi. Tam, gdzie tych podstaw brakuje, autentyczna współpraca jest niemożliwa.

 

Tomasz P. Terlikowski